Andrzej Klemba, Interia: Na igrzyskach olimpijskich w Tokio lekkoatleci zdobyli dziewięć z 14 polskich medali. W Paryżu tak kolorowo chyba nie będzie? Artur Partyka: Tak, to było aż 60 procent całego dorobku medalowego. Igrzyska w Paryżu będą bardzo trudne nie tylko dla polskich lekkoatletów, ale dla całej reprezentacji. Poziom wzrósł bardzo mocno, ale bądźmy dobrej myśli. Na listach najlepszych wyników w tym sezonie Polacy, którzy wystartują w Paryżu, są zwykle na odległych miejscach. - To, co się dzieje na mityngach diamentowej ligi, to, jakie wyniki wykręcają niektórzy sportowcy przed igrzyskami, pokazuje, że są w niebywałej formie. Choćby panowie na 400 metrów przez płotki są coraz bliżej złamania bariery 46 sekund. A wśród pań Sydney Mclaughlin-Levrone naciskana przez Femke Bol są w stanie pobiec poniżej 50 sekund. W Paryżu zapowiada się nieprawdopodobny spektakl. Bardzo trudno będzie nam dotrzymać kroku, ale trzeba trzymać kciuki. Każdy medal będzie szczególnie cenny i o każdy będzie bardzo trudno. Lekkoatletyczny świat tak nam uciekł? - Mamy konkurencje, które nadążają, ale lekkoatletyczne geografia bardzo się poszerzyła. Kto by kilka lat temu pomyślał, że mistrzem świata w rzucie młotem będzie Kanadyjczyk, w rzucie oszczepem po złoto olimpijskie sięgną reprezentanci Indii czy Trynidadu i Tobago, a mistrzostwo świata zdobędzie Kenijczyk. Pojawiło się wielu zawodników egzotycznych jak na daną konkurencję. Lekka atletyka stała się bardziej popularna i zadanie dla Europejczyków stało się dużo trudniejsze. My jesteśmy w momencie przejściowym, które wcześniej dotknęły np. Włochów, Francuzów, Niemców czy Wielką Brytanię. Większość naszych gwiazd zakończyła kariery. Myślę o Marcinie Lewandowskim, Adamie Kszczocie, Tomaszu Majewskim czy Piotrze Małachowskim, którzy gwarantowali nam medale igrzysk i mistrzostw świata czy Europy. Do tego można spodziewać się, że wkrótce kolejni zejdą ze sceny, jak Anita Włodarczyk. W przewidywaniach medalowych przewijają się cztery medale lekkoatletów. - Jeśli tak się stanie, to będzie święto. Jesteśmy w momencie przejściowym i to byłby świetny wynik. Nasz poziom to zwykle trzy, cztery medale na igrzyskach. A wszystko, co więcej, to wartość dodana. To na kogo możemy liczyć? - Na dziś na Wojtka Nowickiego i Natalię Kaczmarek, ale w obu przypadkach wygrać będzie bardzo trudno. Medal powinni jednak zdobyć. Natalii ciut jeszcze brakuje do Nickishy Pryce i Mclaughlin-Levrone, ale jest tuż za nimi i ma jeszcze rezerwy. W rzucie młotem jest niesamowity Ethan Katzberg, który rzuca trzy metry dalej od reszty. To jednak konkurencja, w której mogą dziać się różne rzeczy. W gronie potencjalnych medalistów są także Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek? - W rywalizacji kobiet zabraknie Brooke Andresen, która rzuca najdalej, ale nie wywalczyła kwalifikacji podczas mistrzostw Stanów Zjednoczonych. Anita od ponad 10 lat jest na szczycie. Zdobyła wszystko co można zdobyć i jeszcze przypieczętowała to rekordem świata. Zna napięcie związane z igrzyskami, ma rutynę, ale rzuty ponad 72 metry to na medal za mało. Wierzę, że właśnie w Paryżu pośle młot najdalej w tym sezonie. By dało to podium, myślę, że trzeba rzucić około 75 metrów. Paweł Fajdek na początku roku miał problemy rodzinne. Nie wnikam o co chodziło, ale zdaje się, że ma to już za sobą. Rzucił 80 metrów. To kolejny zawodnik z wielką historią. I też mu życzę, by właśnie w Paryżu rzucił najdalej. Do tej dwójki dodałbym Marysię Andrejczyk. Ona zwykle miała problemy zdrowotne, ale budzi się w roku olimpijskim, co widzieliśmy w Rio de Janeiro i w Tokio. Ten sezon właściwie jest dla niej wyjątkowy, bo urazy ją omijały i regularnie rzucała oszczepem ponad 60 metrów. W Tokio medale zdobyły też sztafety, a w ostatnio dużo mówi się o sprinterkach Ewie Swobodzie i Pii Skrzyszowskiej. - Dla sztafet finały będą osiągnięciem. Tu też widać zmianę pokoleniową. Cieszy mnie rozwój Anastazji Kuś. To może być świetna następczyni Natalii Kaczmarek. Tacy sportowcy powinni też startować w igrzyskach. Ja też jako junior, nieco na kredyt, pojechałem do Seulu. Zdobędzie potężny kapitał na kolejne starty. Także dla Ewy i Pii sukcesem będą finały. Ewa rok temu była szósta w Budapeszcie na mistrzostwach świata, ale jest ogromna konkurencja w sprincie na sto metrów i rywalki będą w topowej formie. Pia jest blisko rekordu Polski, zabrakło jej 0,01 sekundy. Jakby była w czołowej piątce, to byłby wielki sukces. To są jednak płotki i wiele się może zdarzyć. Może jest szansa na superniespodziankę w jej wykonaniu. W Tokio zaskoczył chodziarz Dawid Tomala. Może ma pan przeczucie, kto może być czarnym koniem w Paryżu? - Właśnie w tej roli widziałem skoczka wzwyż Norberta Kobielskiego. Nawet z Jackiem Wszołą o tym rozmawialiśmy podczas komentowania zawodów. Bardzo zawiodłem się na mistrzostwach Europy w Rzymie, gdzie skoczył tylko 2,22 metra. Skoro tam się nie udało, to co będzie na igrzyskach. Ma niezły rekord życiowy - 2,33 m i potencjał na więcej. I teraz tuż przed igrzyskami ta bardzo niejasna sytuacja z zawieszeniem. Nie wiem o co w tym chodzi. Najpierw jest zawieszony, potem odwieszony i startuje w Londynie. Po jednych zawodach coś wychodzi w badaniu antydopingowym, po drugich nie. Coś mi w tym wszystkim nie pasuje. W każdym razie powinien razem z prawnikami stoczyć batalię. A start w igrzyskach? Dla sportowca takie zamieszanie na kilka dni przed najważniejszymi zawodami to cios, po którym się niezwykle trudno podnieść. Niedawno Ukrainka Jarosława Mahuczich pobiła 37-letni rekord świata Stefki Kostadinowej. Rekord Javiera Sotomayora wśród mężczyzn ma niewiele krótszą brodę - pochodzi z 1993 roku. - Nie przewiduję, by w najbliższych czterech latach to się zmieniło. Co do Jarosławy, to wiele razy widziałem ją podczas zawodów i mówiłem, co musi poprawić. I wreszcie to zrobiła. Tu też zwróciłbym uwagę na 19-letnią Angelinę Topić, córkę Dragutina. Ona w tym wieku jest lepsza technicznie niż była Jarosława. Może skakać jeszcze wyżej. Rozmawiał Andrzej Klemba