- Rezultaty sprinterów nie mieszczą mi się w głowie. Moi następcy biegają dwie dziesiąte sekundy gorzej niż ja 30 lat temu. 6,72 w finale 60 m? To nie do pomyślenia - powiedział 56-letni były rekordzista kontynentu na 100 m. 9 czerwca 1984 roku w Warszawie, podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego na stadionie Skry uzyskał 9,992. Zgodnie z przepisami IAAF dotyczącymi zaokrąglania wyniku, oficjalnie uznany został rezultat 10,00. Rekord przetrwał cztery lata. Pochodzący z Grodziska Mazowieckiego Kawaler Orderu Odrodzenia Polski oraz Orderu Uśmiechu jest zdziwiony, że w biegu na 60 m odbyły się trzy półfinały i finał. - Za moich czasów rozgrywano 8-10 serii eliminacyjnych. Czy obecni zawodnicy nie uzyskali minimów kwalifikacyjnych, czy też po prostu mamy tak mało sprinterów? Trudno to określić, ale uważam, że gdzieś są błędy w szkoleniu i trenerzy muszą się im przyjrzeć - zaznaczył halowy rekordzista Polski na 60 m (6,51 w 1987, tegoroczny mistrz - 6,72). Jak ocenił zdobywca dwóch medali mistrzostw Europy (złoto w 1978 i brąz w 1982), wyniki weekendowych zawodów w Spale są beznadziejne, a trzynastolatkowie startujący w zainicjowanych przez niego Czwartkach Lekkoatletycznych biegają 60 m jedynie sekundę wolniej od najlepszych w kraju. - Zawody dla uczniów szkół podstawowych miewają się dobrze, przybywa ośrodków, przychodzą kolejne zgłoszenia. Martwi mnie jednak finansowanie akcji, bowiem pieniędzy jest coraz mniej. Jeśli królowa sportu, jako wiodąca na ministerialnej liście dyscyplina, dostaje z resortu okrojone środki, to dokąd one idą - zastanawiał się 15-krotny mistrz Polski na 100, 200 i 4x100 m. Zauważył jednak, że najłatwiej obcina się budżet, zabierając pieniądze ze sportu. - Tu nikt się nie upomni. Jak się innym grupom zawodowym zabierze, to są krzyki i strajki. W sporcie po cichu można to zrobić, tylko że któregoś dnia się obudzimy i w ogóle niczego nie będzie. To znaczy będzie wtedy spokój, również z medalami. W opinii Woronina olimpijskie krążki "same się nie znajdą". Talenty w populacji są zawsze, tylko ktoś musi dzieci do sportu zachęcić i wyłowić te najzdolniejsze. - Czym większa selekcja, tym więcej olimpijczyków można wychować. Taką rolę pełnią między innymi Czwartki Lekkoatletyczne. Ta dyscyplina od zarania dziejów była bazą do innych. Dwunastolatki uprawiające konkurencje lekkoatletyczne z powodzeniem odnajdą się potem w różnych dyscyplinach. I to nie powinno nikogo martwić, że opuszczą to środowisko. Najważniejsze, żeby w ogóle dzieci uprawiały sport, żeby nie rosło pokolenie karłowatych mutantów - podkreślił obecny przedsiębiorca, działacz sportowy, prezes Fundacji Polskiej Lekkiej Atletyki. Dodał, że piłka nożna zdominowała sport, co widzi i słyszy także bardzo często w rozmowach z rodzicami wychowanków. - Wydaje im się, że jak dzieciak pokopie piłkę, to będzie drugim Maradonną czy Messim, który zarobi miliony. A to guzik prawda, bo mimo ogromnej popularności futbolu, w Polsce mamy słabych graczy - ocenił. Największym wydarzeniem 57. mistrzostw kraju w lekkiej atletyce w spalskiej hali był brązowy medal zdobyty w skoku wzwyż rezultatem 2,12 przez mistrza igrzysk paraolimpijskich w Londynie Macieja Lepiatę (GZSN Start Gorzów). To pierwszy przypadek w historii PZLA, że na podium mistrzostw Polski staje osoba niepełnosprawna fizycznie. Lepiato nie był wyjątkiem. Oprócz niego w dwudniowych zawodach startowały jeszcze dwie mistrzynie paraolimpijskie w kategorii lekko upośledzonych umysłowo (Sprawni-Razem). Barbara Niewiedział (LUKS MGOKSiR Korfantów) zdobyła brązowy medal w biegu na 3000 m (w 2008 roku była druga w Spale, a w 2007 trzecia), natomiast Karolina Kucharczyk (MUKS Kadet Rawicz) uplasowała się na piątej pozycji w skoku w dal wynikiem 5,88.