Po dwóch ciężkich sezonach dla polskich kulomiotów, przerwanych tylko niespodziewanym brązowym medalem Michała Haratyka w ME w Rzymie w czerwcu zeszłego roku, nagle okazało się, że Polak znów jest wśród kandydatów do medalu. Nie za sprawą rehabilitującego się po zabiegu ortopedycznym Haratyka, ale Konrada Bukowieckiego. Nie doskwiera mu łokieć, uszkodzone dwa lata temu kolano czy staw skokowy, który męczył go przez cały poprzedni sezon. A 21.32 m uzyskane w niedawnych mistrzostwach Polski w Toruniu sprawiło, że Polak znów znalazł się w europejskim topie. I w niedzielny wieczór miał walczyć o swój drugi medal na kontynencie pod dachem. Osiem lat temu w Belgradzie został bowiem mistrzem kontynentu. Lekkoatletyka. Konrad Bukowiecki nie powalczy o medal halowych mistrzostw Europy. Doszło do jeszcze większej sensacji Pierwszym warunkiem było jednak przejście porannych eliminacji, które miały wyłonić ośmiu finalistów spośród 18 uczestników. Polak był tu niemal pewniakiem do awansu, wiadomo było, że 21 metrów, gwarantujące awans, nie będzie potrzebne. I wystarczy pewnie tyle, ile Konrad pchał w każdym konkursie w tym sezonie. Zaczęło się jednak źle, pierwszą próbę 27-latek ze Szczytna spalił. Nie był to daleki rzut, pod 20. metr, ale zahaczył butem o krawędź. Sędziowie orzekli, że popełnił błąd, podobnie jak największy faworyt - Leonardo Fabbri, aktualny wicemistrz świata i mistrz Europy na powietrzu. Włoch, mistrz Europy ze stadionu i wicemistrz świata, też był dziwnie nerwowy. On za chwilę uzyskał 19.72 m, później do koła wszedł Polak. Wreszcie miał próbę mierzoną, ale bardzo przeciętną. Kula poleciała nisko, w prawo, nie dociążył lewej nogi. 19.78 m dawało mu ósme miejsce, ale tylko przez chwilę - za moment został wyprzedzony przez Zane Weira. Została więc trzecia kolejka, a najpierw w niej za głowę trzymał się Fabbri. Największy faworyt, któremu już praktycznie zakładano złoto na szyi, pchnął przed 20. metr, po czym wyszedł z koła Wiedział, że to jego koniec. Siedział na krzesełku, płakał, pocieszał go urodzony w Bułgarii reprezentant Portugalii Tsanko Arnaudov. A za moment jego historię powtórzył Bukowiecki, też odpadł. I był załamany, bo 19.79 m dawało tylko 10. pozycję. Ósmą, z 20.11 m, zajął doświadczony Serb Armin Sinančević. Mistrz Polski szczerze przyznał, że teraz nie chce mu się jechać na halowe mistrzostwach świata do Chin, ale poleci. - Bo jestem w dobrej formie, a dziś mi nie wyszło. Szczególnie przepraszam mojego tatę. Mi jest smutno, a jemu jest dwa razy mocniej smutno - zakończył Bukowiecki. Eliminacje wygrał Czech Tomáš Staněk - z wynikiem 21.26 m.