"Po pierwsze trener wpadł do mnie o 8 rano i powiedział, że chłopaki już czekają, a ja sobie smacznie spałem. Najpierw miałem problemy z zaśnięciem. Do 2 w nocy nie mogłem. Po drugie trema mnie też zjadła. Miało tego nie być, a jednak się pojawiło. Miałem w sobotę problem z dobiegnięciem do zeskoku. Całe szczęście, że to się skończyło tak jak się skończyło. Finał jest po południu, a więc przyjdę na niego już wyspany. Muszę ochłonąć troszeczkę po eliminacjach i zapomnieć o tym, co się stało. Założeniem było, żeby nie myśleć, że mam najlepszy na świecie wynik, ale jednak się to nie udało" - dodał Wojciechowski. Mateusz Didenkow (SKLA Sopot, tyczka, awans do finału): "Plan minimum został zrealizowany. Muszę przyznać, że eliminacje były wyjątkowo ciężkie, chyba dla nas wszystkich. Wyglądało to tak, jakbyśmy skakali pod górkę. Jesteśmy całą trójką w finale i to nas najbardziej cieszy. Rano zawsze bardzo ciężko się startuje. Parę minut po 10 rozpoczęliśmy eliminacje. To nie jest najlepsza pora. Jest to jednak konkurencja techniczna, gdzie przewodnictwo nerwowe musi być bardzo sprawne". Łukasz Michalski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz, tyczka, awans do finału): "Byłem zdziwiony, bo w eliminacjach naprawdę ciężko szło i to nie tylko mi. Dużo było prób, poprawek. Może dlatego, że po prostu było wcześnie. Ja nie jestem przygotowany do porannego skakania. Dużo lepiej mi idzie po południu. Finał na szczęście jest już wczesnym wieczorem, także to są optymalne warunki dla mnie. Nie jestem zaskoczony odpadnięciem mistrza olimpijskiego Stevena Hookera. Patrząc przez pryzmat jego kariery rzeczywiście był faworytem, ale w obecnym sezonie nie szło mu za dobrze. Borykał się też z kontuzją kolana. Widać, że nie był przygotowany". Żaneta Glanc (AZS Poznań, dysk, awans do finału): "Myślałam, że trochę mniej rzucę w eliminacjach, ale chyba forma przychodzi w odpowiednim momencie. W niedzielę zrobię jeszcze krótki trening siłowy, a potem finał. Taki układ jest sprawdzony, dlatego się tego trzymamy. Myślę, aby znaleźć się na podium, będzie trzeba rzucić 65 metrów". Adam Kszczot (RKS Łódź, 800 m, awans do półfinału): "Ciężko powiedzieć, czy dużo mnie te eliminacje kosztowały. Może i nie wyglądam najlepiej, ale zawsze tak jest po pierwszym biegu. W niedzielę walka o plan minimum - awans do finału. Chyba jest dobrze. Ostatnie 100 m starałem się kontrolować, potem z odtworzenia zobaczyłem, że mogłem spokojnie jeszcze 20 setnych zwolnić. Bieg można było troszeczkę lepiej rozegrać. Nie udało mi się przewidzieć, że wszyscy zawodnicy ruszą tak mocno. Postanowiłem nie czekać do ostatnich 300 m i zacząłem wyprzedzać przed ostatnim okrążeniem". Marcin Lewandowski (WKS SL Zawisza Bydgoszcz, 800 m, awans do półfinału): "Eliminacje miałem pobiec spokojnie i tak też było. Chciałem awansować jak najmniejszym kosztem energii i to się udało. Szczerze mówiąc myślałem, że bieg będzie szybszy skoro był z nami w serii rekordzista świata Kenijczyk David Rudisha".