Zobacz zapis relacji na żywo z wydarzeń czwartego dnia lekkoatletycznych MŚ - Aż ciarki przeszły mi po plecach. Właśnie dla takich chwil się pracuje i na nie czeka. Nie tylko zawodnicy, ale i my, trenerzy otrzymujemy dodatkową motywację do pracy. W ciągu kilku sekund człowiek zapomina o wszystkich problemach, ciężkich momentach - powiedział trener mistrza świata Włodzimierz Michalski, który w ciągu poniedziałkowego konkursu zachowywał kamienną twarz, ale już podczas dekoracji nie mógł ukryć wzruszeń. Wojciechowski po odsłuchaniu hymnu zamknął oczy, spuścił głowę, by za chwilę zaprosić na swój stopień podium srebrnego Kubańczyka Lazaro Borgesa i brązowego medalistę Francuza Renauda Lavillenie. - Może i dotarło do mnie, że jestem mistrzem świata, ale nadal nie wiem co mam z tym zrobić. Jestem w ciężkim szoku i nie wiem kiedy z niego wyjdę. Wszyscy naokoło mówią mi dużo rzeczy i ciężko mi w to wszystko uwierzyć, ale medal jest, wisi na szyi i jestem szczęśliwy - powiedział tuż po dekoracji Wojciechowski, który podkreślił, że jego największym celem nadal pozostają igrzyska olimpijskie w Londynie. Złoto Wojciechowski odebrał z rąk rekordzisty świata Ukraińca Siergieja Bubki. - Mam nadzieję, że zmiana warty nastąpi jak poprawię jego rekord. Od mentora otrzymywać medal to wielka chwila. Dziwna sprawa stać na podium w mistrzostwach świata i to jeszcze na najwyższym stopniu - dodał. Przyznał jednocześnie, że wchodząc na podium miał miękkie nogi i ... "obawiałem się potknięcia. Byłoby faux pas, ale zamiast tego wisi duży, okrągły i złoty medal na szyi. Fajną sprawą jest, że wypisane jest na nim imię, nazwisko, konkurencja i wynik. To pamiątka na wieczność" - powiedział. Ostatnie 24 godziny były trudne dla Wojciechowskiego. - Ciągle ktoś coś chce, muszę chodzić, załatwiać. Nie mam chwili, żeby usiąść i przejrzeć smsy. Pospałem może cztery godziny - przyznał. Wojciechowski w poniedziałek zdobył złoty medal 13. mistrzostw świata i jest pierwszym w historii tyczkarzem, któremu udała się ta sztuka. To również pierwszy medal wywalczony przez Polaków w koreańskim Daegu.