Przed igrzyskami w Tokio to nie Wojciech Nowicki a Paweł Fajdek, czterokrotny mistrz świata, upatrywany był jako główny faworyt do zdobycia złotego medalu. Po raz kolejny jednak 32-letni zawodnik udowodnił, że potrafi utrzymywać nerwy na wodzy. W Japonii rzucał niczym robot z wyłączonym układem nerwowym, a to zapewniło mu drugi w karierze olimpijski krążek, tym razem najcenniejszy dla sportowca. - Jadąc do Tokio, mówiąc kolokwialnie, "ustawiłem sobie głowę" tak, aby walczyć tam o jak najlepszy wynik. Z tego się właśnie cieszę, że się mi udało zrealizować ten plan. To, że w lipcu odciąłem się od mediów pomogło mi się wyciszyć, dało mi potrzebną koncentrację. Zarówno do kwalifikacji jak i konkursu finałowego podszedłem bardzo skupiony, przede wszystkim nad tym, co mam zrobić i wykonać. To wszystko przełożyło się na moje rzuty. W kwalifikacjach rzuciłem prawie osiemdziesiąt metrów już w pierwszym rzucie, podobnie było w finale. Od początku jednych i drugich zawodów wiedziałem, co robić, byłem pewien swoich rzutów. Bardzo dobrze trafiłem z formą na igrzyska - mówi nam Wojciech Nowicki. Znakomita forma dała Nowickiemu nie tylko złoty medal igrzysk, ale przy okazji nowy rekord życiowy 82,52. Po raz kolejny na igrzyskach w pokonanym polu zostawił Pawła Fajdka. - Bardzo kibicowałem Pawłowi. Miał nerwowy początek, wiem jak to jest, bo też takie chwile w swoich niektórych startach przeżywałem. Bardzo się cieszę, że on także zdobył medal. Właściwie już od zimy, gdy rozpoczynał się okres przygotowawczy, to mówiliśmy sobie i marzyliśmy wspólnie o tym, aby zdobyć w Tokio dwa medale, nieważne w jakiej konfiguracji. Szkoda, że trochę zabrakło Pawłowi do wywalczenia srebra, ale uważam, że te dwa nasze medale to duży sukces. W ogóle fakt, że w naszej konkurencji zdobyliśmy dla Polski cztery medale (także złoto Anity Włodarczyk i brąz Malwiny Kopron - przyp. red) to duże osiągnięcie, mam nadzieję, że podczas kolejnych igrzysk uda się nam to powtórzyć. Nawet, jeśli przyszłoby mi się zamienić medalami z Pawłem to i tak byłoby super, ważne, abyśmy z każdej dużej imprezy przywozili medale. Obydwaj nad tym pracujemy i oby tak zostało w najbliższej przyszłości - mówi urodzony w Białymstoku młociarz. „Paweł Fajdek jest ode mnie lepszy” - Ja dalej powtarzam to samo zdanie, że Paweł jest świetnym, lepszym ode mnie zawodnikiem ponieważ ma lepsze predyspozycje do uprawiania tej dyscypliny sportu. Ma talent, którego ja niestety nie mam. Wiem, że to wszystko, co ja osiągnąłem, to zdobyłem to ciężką pracą. Wiem, że w porównaniu do Pawła muszę więcej i ciężej pracować. Niemniej cieszę się, że doszedłem do takiego poziomu, bo nigdy nawet o tym nie marzyłem. Walka o medale na igrzyskach oraz ich zdobycie w ogóle przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Tak naprawdę, gdy zaczynałem trenować ten sport, to marzyłem o tym, aby w ogóle pojechać na igrzyska olimpijskie. Ten sukces z Tokio chyba jeszcze za bardzo do mnie nie dociera. Wiem, że zdobyłem medal, ale być może zdam sobie z tego sprawę tak całkowicie gdzieś za miesiąc, gdy emocje całkiem opadną. Przed Wojciechem Nowicki w tym roku jeszcze dwa, maksymalnie trzy starty. - Planuję jeszcze starty we wrześniu, a po nich, pod koniec miesiąca i w październiku zrobię sobie wakacje. Potem zacznę powoli myśleć o przyszłorocznych mistrzostwach świata, które odbędą się w Stanach Zjednoczonych - zakończył mistrz olimpijski. Z Wojciechem Nowickim rozmawiał Zbigniew Czyż