PAP: Jak pani zdrowie? Anita Włodarczyk: - Z nogą coraz lepiej. Bólu praktycznie już nie odczuwam. Chodzę normalnie, zdjęłam stabilizator. Nie biegam wprawdzie i nie rzucam, ale na siłowni ćwiczę. W mityngu Pedro's Cup w Szczecinie komentowała pani dla publiczności rywalizację w rzucie młotem. Jak się pani czuła w tej roli? - Dziwnie. Pierwszy raz to robiłam i trochę się denerwowałam. Zmieniło się pani życie po mistrzostwach świata w Berlinie? - Bardzo. Jestem często rozpoznawalna. Ludzie podchodzą, gratulują mi, poklepują, proszą o autografy, robią zdjęcia. To jest bardzo miłe, ale jednocześnie męczące. Spokojnie zakupów nie mogę zrobić. Jeszcze nie potrafię się do tego przyzwyczaić, tym bardziej, że idąc ulicą czuję, iż cały czas ktoś na mnie patrzy. Znajdzie pani czas na urlop? - Tak. Mam już nawet zaplanowany. Dostałam zaproszenie od polskiej ambasady w Egipcie i pod koniec września pojadę na tydzień odpoczynku. Miałam polecieć na dwa, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Lubię przebywać w ciepłych krajach, poleżeć na plaży i nic nie robić. To dla mnie duże odprężenie. Preferuje pani morze? - Wręcz przeciwnie. Wolę góry. Od dziecka byłam z nimi związana i chyba się do tego przyzwyczaiłam. Nad morzem spędzam tylko czas, jak wyjeżdżam na obóz do Władysławowa, albo jak teraz w przypadku Egiptu. Cieszę się przede wszystkim z tego, że będę mogła się wygrzać. Nie miałam okazji w tym roku skorzystać ze słońca. Na pewno nie będę wyłącznie leżała na plaży. Potruchtam sobie brzegiem morza, będę w siłowni. Może znajdę czas na grę w siatkówkę, którą też bardzo lubię. A zimą góry? - Nie. Zimą unikam gór, tak jak sportów zimowych. Znam siebie i wiem, że jakbym spróbowała jazdy na nartach czy snowboardowej desce, mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Gdzie spędziła pani swoje najlepsze wakacje? - Na Krecie w zeszłym roku. Poznałam wspaniałych ludzi, znakomicie się bawiłam. Było ciepło i przyjemnie. Przeżyłyśmy też niezłą przygodę. Z przyjaciółką wypożyczyłyśmy quady i w pewnym momencie tak się koleżanka rozpędziła, że prawie by na mnie wjechała. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, tylko koleżanka była trochę poobijana. A jak się bawi mistrzyni świata? - Uwielbiam karaoke. Sporo moich znajomych lubi w ten sposób spędzać czas; nawet w akademiku bardzo często urządzamy sobie tego typu zabawę. Śpiewam wszystko, zarówno polskie, jak i zagraniczne piosenki. Jest miejsce, w którym pani nie była, a chciałaby być? - Marzę o Australii. Chciałabym poznać ten kraj, kulturę. Interesuję się tym państwem, mam tam znajomych. Być może w najbliższym czasie uda mi się tam polecieć. Gdzie najbardziej się pani podobało? - W Chinach. Polecam ten kraj wszystkim. W zeszłym roku, będąc na igrzyskach olimpijskich, spędziłam tam trochę czasu. Duże wrażenie zrobił na mnie mur chiński. W Pekinie były różne sytuacje. Były piękne widoki, ale i okropne slumsy. Po raz pierwszy miałam okazję jeść pałeczkami. Trochę to było na początku denerwujące, zwłaszcza kiedy nie mogłam chwycić brukselki. W końcu wbiłam w nią pałeczkę i tak ją zjadłam. Z Chin przywiozłam sobie rower. Taki składany, mały, ale można na nim normalnie jeździć. Mam więc pamiątkę. Rozmawiała: Marta Pietrewicz