Sofia Ennaoui to znakomita polska zawodniczka na średnich dystansach. Niestety w ostatnich latach została mocno doświadczona przez kontuzję. Z tego powodu nie wzięła udziału w igrzyskach olimpijskich w Tokio i Paryżu. Pomiędzy tymi imprezami została jednak piątą zawodniczką mistrzostw świata. Wywalczyła też dwa brązowe medale mistrzostw Europy - na stadionie i w hali. Wcześniej w 2018 roku sięgnęła po tytuł wicemistrzyni Europy na stadionie i w hali. Jest jedną z niewielu Polek, które złamały granicę czterech minut w biegu na 1500 m. Była uwielbiana, ale została znienawidzona. Światowa gwiazda walczy o życie Sofia Ennaoui rozstała się z trenerem. "Nie chcę mówić o wszystkim" Ennaoui po dwóch słabszych sezonach postanowiła się rozstać z trenerem Wojciechem Szymaniakiem, o czym jako pierwszy poinformował Michał Chmielewski z TVP Sport. Po 15 latach wyprowadza się też z Barlinka, gdzie sprzedaje mieszkanie. O powodach decyzji opowiedziała w rozmowie z Interia Sport. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Tyle lat wspólnych treningów i wyjazdów, a teraz coś się kończy. Trudno było podjąć decyzję o rozstaniu z trenerem Wojciechem Szymaniakiem, który prowadził cię niemal przez całą twoją karierę? Sofia Ennaoui: - Bardzo trudno było podjąć taką decyzję. Dużo ciężej było podjąć mi decyzję o rozstaniu z trenerem, niż decyzję o pójściu na operację. Ta druga była dla mnie czymś absolutnie niezbędnym. Z kolei do decyzji o rozstaniu z trenerem dojrzewałam przez ostatnie miesiące. Nie jest ona spowodowana moim jednym gorszym sezonem, bo takie już się zdarzały w mojej karierze. Ten ostatni sezon chyba jednak przypieczętował i zamknął pewną erę lekkoatletyki, jeżeli chodzi o naszą współpracę, bo to było prawie 15 lat. To rzadkość, by prawie całą swoją karierę być z jednym trenerem. - Kiedyś w ogóle nie sądziłam, że ta współpraca może się zakończyć. Myślałam, ze ona będzie trwała do końca mojej kariery. Była ona na tyle plastyczna, że co roku byliśmy w stanie dokonywać zmian w moim treningu na tyle, by była perspektywa rozwoju na kolejny rok. I przyszedł 15. sezon, w którym poczułam, że w mojej karierze w takim układzie nie wydarzy się już nic spektakularnego. Taka myśl przyszła zatem naturalnie. Moje wyniki w ostatnim sezonie nie były satysfakcjonujące. Przede wszystkim odbiegałam od tego, czego bym sama od siebie oczekiwała, ale także od oczekiwań ludzi, którzy mnie wspierają i sponsorują. Jestem dłużna tym ludziom to, by za ich wsparcie odwdzięczyć się im wynikami sportowymi. Dla mnie to był ostatni moment na taką zmianę. To ostatni rok, w którym mogą zajść zmiany w mojej karierze, żeby była perspektywa na kolejne lata. Nawet pomyślałam sobie, że jak nic się nie zmieni na plus w przyszłym roku, to pewnie będziemy rozmawiali o końcu mojej kariery. Z drugiej strony byłoby wariactwem, przy poświęceniu całego mojego życia lekkoatletyce, by skończyć tę karierę już teraz, nie próbując czegoś zmienić. Trener zawsze mówił, że traktuje cię jak córkę, a tym mówiłaś o tym, że czujesz się częścią rodziny szkoleniowca. W świecie lekkoatletyki jednak od kilku lat mówiło się o tym, że jednak może dojść do waszego rozstania. Niektórzy uważali, że prowadzenie ciebie na tak wysokim poziomie przerasta trenera Szymaniaka. Zarzucano temu szkoleniowcowi wiele rzeczy, ale jednak wynikami cały czas udowadnialiście, że jednak ta współpraca ma sens. Kiedy zatem zapadła decyzja o rozstaniu, bo na pewno nie nastąpiło w ostatnich dniach? - W mojej głowie duże wątpliwości dotyczące dalszej współpracy i wielu innych spraw zaczęły się pojawiać po mistrzostwach świata w Budapeszcie. Nie chcę jednak mówić o wszystkim, bo na końcu współpracy warto się zachować z klasą i nie wyciągać brudów. To nikomu w niczym nie pomoże. Po wspomnianych mistrzostwach świata miałam duże wątpliwości, czy razem jesteśmy jeszcze w stanie wspiąć się na wyżyny moich możliwości, by udowodnić tym wszystkim, którzy mieli wątpliwości dotyczące mojego trenera, że ta współpraca jest dobra i skuteczna. Zawsze byłam odporna na jakiekolwiek sugestie środowiska, bo to jednak jest moja kariera i to ja końcu podejmuję decyzję, z kim współpracuję i gdzie jeżdżę na obozy. Najważniejsze dla mnie było to, bym czuła się komfortowo. Przestałam jednak w pewnym momencie czuć tę naszą współpracę. Przeczuwałam, że coś zbliża się do końca. Dałam sobie i trenerowi jednak szansę. Nie chciałam podejmować decyzji z dnia na dzień. W końcu dojrzałam do tej decyzji. Najpierw oczywiście, zanim ta wiadomość poszła w świat, pożegnałam się z trenerem. Rozstaliśmy się po zakończeniu sezonu. Wiadomo już, z kim będziesz dalej trenowała? - Nie. Jeszcze nic nie jest ustalone. Dopiero dzisiaj wykonałam telefon do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, a już widziałam rozmowę z trenerem. Po rozstaniu z trenerem chciałam, by to wszystko we mnie dojrzało. Postanowiłam zatem pogodzić się z pewnymi rzeczami bez informowania innych ludzi. To są jednak duże emocje. Jestem na etapie pakowania kartonów w Barlinku. Wyprowadzasz się? - Tak. Przez 15 lat, a zatem połowę mojego życia, mieszkałam w Barlinku i byłam bardzo związana z tym miejscem. Sprzedaję mieszkanie, a już we wtorek wyjeżdżam z Barlinka bezpowrotnie. Na razie wracam do Konina, gdzie się rehabilituję. To wróćmy do szkoleniowca. - Na razie czekam na odpowiedź trenera, do którego napisałam. Jeżeli się nie powiedzie, to będę szukała dalej. Oczywiście stawię się na spotkaniu w PZLA. Byłam bardzo zaskoczona tym, że szef bloku chce wysłuchać tego, jak chciałabym, by wyglądała moja przyszłość i z kim chcę trenować. Przekonałam się, że relacja z PZLA wcale nie jest taka zła, jak o niej czasami się mówi. Teraz akurat to ja potrzebuję pomocy związku i jest mi miło, że ktoś chce mnie wysłuchać. Oczywiście decyzja na temat dalszego finansowania będzie należała do PZLA, bo to są pieniądze publiczne, ale mam nadzieję, że się dogadamy. Zdradzisz chociaż, czy to polski, czy zagraniczny kierunek poszukiwań trenera? - Zagraniczny. Mam kilka pomysłów na siebie. Pytanie jednak, co będzie dalej, jeśli nie otrzymam zgody ze związku albo te osoby, które mam na myśli, nie będą chciały mnie prowadzić. Wtedy pewnie wyląduję u polskiego szkoleniowca, ale na razie tego nie zakładam. Chyba wyczerpałam formułę treningu w kraju. Potrzebuję nowego spojrzenia. Nawet w tych najdalszych rejonach, jak USA, jest jednak inne spojrzenie w ogóle na lekkoatletykę. Potrzebuję nowego zastrzyku energii. Nie chcę oceniać, ale nie wiem, czy polski trener dałby mi to, czego jeszcze oczekuję. Może jednak PZLA będzie chciał, żebym została w Polsce. Jest duża otwartość, ale do spotkania dojdzie dopiero w najbliższych dniach. Mam do związku dużo szacunku. Ostatnie lata mocno cię doświadczyły. Miałaś poważną kontuzję, przez którą straciłaś dwa olimpijskie starty. Wymagała ona dwóch operacji, ale pomiędzy nimi potrafiłaś wbić się do ścisłej światowej czołówki. To pokazało, że po takim urazie potrafisz wrócić na wysoki poziom. Jak zatem wygląda sytuacja z twoim zdrowiem? Będzie wszystko w porządku, czy jest za wcześnie na takie oceny? - Zdecydowanie za wcześnie, żeby to oceniać. Po operacji zawarłam ze sobą pakt. Postanowiłam, że wrócę do profesjonalnego treningu na pełen gaz dopiero wtedy, kiedy będę się czuła zdrowa w stu procentach. Jestem po finalnym rezonansie po trzech miesiącach po operacji. Dostałam zgodę od lekarza do powrotu do pełnego treningu biegowego. Doktor nie widzi przeciwwskazań, ale wszystko ma być robione z rozsądkiem. Noga mnie boli, ale w miejscach, w których są blizny po laparoskopii. Miejsca, gdzie były wcześniej dolegliwości, nie bolą. To jest pozytywny sygnał. Nie wyobrażam sobie powrotu do sportu i treningu na pół gwizdka. Zbyt dużo mnie to kosztowało. Mam też na tyle honoru, że nie będę trenowała i korzystała z publicznych pieniędzy, by pojeździć sobie - jak to mówią kibice - na wycieczki. Jestem poważną osobą i traktującą wszystkich z szacunkiem. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Robert Urbanek zakończył karierę. "Koniec pewnej drogi, ale początek nowego rozdziału"