- Ja doskonale wiem i pamiętam, ile pracy trzeba było włożyć i jaką cierpliwością się wykazać, żeby biegać szybko maraton. Teraz wszystko stanęło na głowie i jakoś nie dziwę się polskim zawodnikom, że nie mają odpowiedniej motywacji. Świat stawia na jak najlepsze czasy, przełamywanie barier, ale wcale nie drogą sportową, tylko ustala się pewne rzeczy w laboratoriach - dodała Panfil, najlepsza polska biegaczka maratońska w historii, mistrzyni świata z Tokio (1991). Nie tylko ona uważa, że do czasu Kipchoge należy podejść z dużym dystansem. Także sędzia międzynarodowy IAAF Janusz Rozum jest zdania, że bieg Kenijczyka w Wiedniu miał niewiele wspólnego ze sportem i słusznie nie uznano wyniku 1:59.40. - Im więcej się na ten temat dowiaduję, tym bardziej rośnie mój sceptycyzm. To ma niewiele wspólnego ze sportem. Można to raczej traktować jako eksperyment naukowy. Zatrudnieni byli ludzie od kolarstwa czy żeglarstwa. Wszystko po to, by stworzyć jak najlepsze warunki dla biegacza - skomentował Rozum. W sumie Kipchoge miał 41 tzw. zająców. Nie tylko mieli dbać o odpowiednie tempo biegu, ale także tworzyli swoisty wachlarz, który miał ochraniać Kenijczyka przed nieoczekiwanymi podmuchami wiatru. - Pacemaker? Kiedyś to było nie do pomyślenia. Gdy ktokolwiek biegł obok mnie, groziło to od razu dyskwalifikacją. Wszyscy biegali na swoje konto. Nie można było korzystać z żadnych pomocników. Przepisy były pod tym względem bezwzględne. To, co samemu się wypracowało na wielomiesięcznych treningach, musiało wyjść tego jednego dnia. Człowiek mógł liczyć tylko na siebie - wspominała Panfil, triumfatorka prestiżowych maratonów w Nowym Jorku, Bostonie, Londynie, Tokio i Nagoi. To jednak nie kwestia tzw. zająców wzbudziła najwięcej emocji w biegu Kipchoge. Jak się później okazało mnóstwo spekulacji wywołały... buty, w których biegł. - Teraz z tego powodu zrobił się olbrzymi problem. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że padło wiele rewelacyjnych wyników właśnie w tym modelu obuwia. Nagle ludzie zaczęli się zastanawiać, kiedy Eliud po raz ostatni startował w innych butach niż te. Problem polega na tym, że one są prototypowe, nie można ich dostać w wolnej sprzedaży. A powinny być dostępne dla wszystkich - zaznaczył Rozum. Panfil wspominała, że w jej czasach nie zawracano sobie szczególnie głowy tym, w czym się biegło. - Miało być wygodnie - przyznała i dodała: "W tej chwili to maraton jest już czymś więcej niż rywalizacją biegaczy. To przykre i ja się z tym nie zgadzam, ale niewiele mam do powiedzenia. Nie śledzę już nawet, co się dzieje w tej konkurencji, bo nie widzę w tym sensu. Ktoś powinien powiedzieć w końcu "stop". Rozum z kolei uważa, że World Athletics (IAAF) ma teraz poważny problem i sam jest ciekaw, jakie będzie rozwiązanie, choć on widzi tylko jedno. Jest on zdania, że jedynie wycofanie tego typu butów z rywalizacji zakończy wszelkie spekulacje. - Nie pierwszy raz IAAF musi się zmierzyć z tego typu problemem. Kiedyś Rosjanin uzyskał wynik lepszy od rekordu świata w skoku wzwyż. Rezultatu nie uznano, bo okazało się, że buty miały bardzo grubą podeszwę. Wtedy ograniczono to przepisami. Prawdopodobnie teraz też tak się stanie. Tylko, czy wtedy się nie okaże, że te buty, w których ustanowiono rewelacyjne wyniki, nie pomagały zbyt mocno. I pojawia się jeszcze pytanie, czy IAAF panuje nad tym, jakie czasy były uzyskiwane w jakich butach. Część z nich to przecież były rekordy Europy. Zamieszanie jest olbrzymie - podkreślił. Rozum zasugerował nawet, że należałoby sprawdzić, w jakich butach biegł Kipchoge, gdy w 2018 roku ustanawiał rekord świata w Berlinie. - Nieładnie byłoby się wycofywać z uznawania rekordów świata. Te buty są jakieś trzy sezony na rynku, choć teraz zostały nieco zmodyfikowane. A to, że w tych butach można biegać rewelacyjnie, udowodnił Kenenisa Bekele. On od lat jest biznesmenem, ma sieć hoteli w Etiopii. W kwietniu uznał, że chętnie by jeszcze raz spróbował pobiec. Okazało się, że ma duże problemy ze stopami. Rozpoczął pracę z fizjoterapeutą, biegał ok. 40 km tygodniowo. Takie leczenie trwało dwa miesiące. Potem pojechał w góry na specjalistyczny trening. No i na początku września uznał, że jest gotowy. Założył te "siedmiomilowe buty" i zabrakło mu w Berlinie zaledwie dwóch sekund do rekordu świata. Po tak krótkim treningu... - analizował Rozum. Decyzji World Athletics można spodziewać się jeszcze w listopadzie. Marta Pietrewicz