Maria Andrejczyk awans do wtorkowego finału (11 czerwca, godz. 21.36) zapewniła sobie drugim rzutem w eliminacjach. Oszczep poleciał na odległość 60,61 m. O 11 centymetrów zatem przekroczyła wymagane minimum kwalifikacyjne. Jak się okazało, to był drugi wynik eliminacji. Dalej od Polki rzuciła tylko Norweżka Marie-Therese Obst - 61,45 m. Uśmiech Marii Andrzejczyk, rzut na wygranie grupy. I nerwy drugiej Polki Mama rozkręciła doping i to pomogło. Maria Andrejczyk celuje w medal Dla Andrejczyk to jest dopiero pierwszy finał mistrzostw Europy w karierze. W imprezie tej startowała tylko raz. W 2016 roku w Amsterdamie przepadła jednak w eliminacjach. - Byłam w miarę pewna, ale było strasznie dużo emocji. Dawno już nie startowałam w mistrzowskiej imprezie, więc trzeba było sobie dużo poukładać. Nie jestem jeszcze w szczycie formy, bo ta ma być na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Forma fizyczna jeszcze zatem nie jest najwyższa, ale jestem zadowolona z formy psychicznej. Naprawdę fajnie się ze sobą czuję. I to było tak naprawdę motorem napędowym na te kwalifikacje - powiedziała Andrejczyk. Zapytana o to, czy będzie walczyła o medal, odparła: Nasza oszczepniczka przyznała, że od pewnego czasu zmaga się z delikatnym bólem w okolicy stawu skokowego, ale poza tym wszystko jest w porządku. - Mam się jeszcze gdzie poprawiać i zobaczymy, czy uda mi się to wykorzystać już w finale. Mam ogromny głód rzucania. Na treningach się oszczędzam, bo jestem ułożoną zawodniczką, dlatego nie potrzebuję wielu rzutów. Bardzo dobrze czuję się na rozbiegu, a kiedyś wyglądał on trochę dziko. Nad tym elementem mocno pracowaliśmy w zimie i teraz czuję się na rozbiegu bardzo swobodnie - zakończyła. Marcelina Witek-Konofał walczyła z bólem i rywalkami Na 11. pozycji w eliminacjach uplasowała się Marcelina Witek-Konofał. Ona rzuciła w swojej najdalszej próbie 57,73 m. Niestety 28-latka boryka się z problemem w okolicach łopatki. Dlatego starała się już w pierwszej kolejce rzucić jak najdalej, bo w kolejnych próbach mogła mieć kłopoty. - Dopiero dzień przed przylotem do Rzymu zdiagnozowano u mnie problem, jaki mam z lewą łopatką. Z tym urazem walczę już od miesiąca, co przełożyło się też na treningi. Nie było lekko - przyznała Witek-Konofał, z którą nie mam jej trenera Michała Krukowskiego. - Chciałam załatwić sprawę awansu w pierwszej kolejce. W kolejnych za bardzo chciałam szarpnąć i pojawiły się błędy, które wynikają z braku obrzucania się w ostatnim czasie - dodała. Co ciekawe, dla niej to też jest pierwszy finał mistrzostw Europy w karierze. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport