Złoto w halowych mistrzostwach świata, trzy tytuły mistrza Europy na stadionie, dwa srebrne medale mistrzostw świata - nie ma tu żadnych wątpliwości: Adam "Profesor" Kszczot był wybitnym specjalistą od 800 metrów. Zabrakło tylko medalu olimpijskiego, a żal szczególnie występu w Rio de Janeiro, gdy zawodnikowi RKS Łódź zabrakło pięciu setnych do awansu do finału. Mimo wyraźnego zejścia poniżej 105 sekund. A przecież w walce o medale, często "na łokcie", był znakomity. "Profesor" zakończył karierę, ale... szybko rzucił sobie wyzwanie. Debiut w NYC Marathon! Po zakończeniu zawodowej kariery Kszczot nie skończył z lekkoatletyką - wciąż jest mocno obecna w jego życiu, choć na innym poziomie. Sprawdza się w roli telewizyjnego eksperta i komentatora, sam też podjął się niezwykłego wyzwania: postanowił przebiec maraton. I to nie na zasadzie "byle dobiec", ale znacznie poniżej trzech godzin. A że decyzja zapadła pod koniec sierpnia, to na przygotowania miał zaledwie dwa miesiące. Wybrał do tego jeden z najbardziej prestiżowych maratonów na świecie, ten w Nowym Jorku, ale przy tym trudny technicznie, z wieloma podbiegami. Uzyskanie czasu poniżej trzech godzin wydawało się być realne, choć sam Kszczot mówił o chęci zmierzenia się z barierą 2.50. A to już ogromne wyzwanie dla kogoś, kto nie biega regularnie dłuższych dystansów. Nawet, jeśli był wybitnym specjalistą w tej dyscyplinie. Świetny bieg Adama Kszczota w Nowym Jorku. Na samym końcu nogi odmówiły posłuszeństwa I niewiele brakowało, by Polak swój cel osiągnął. Biegł bardzo dobrze, równo - pierwsze 10 km pokonał w czasie 38:34, w połowie trasy zmierzono mu czas 1:21.13. Wszystko wskazywało na to, że swój cel osiągnie z dużą nadwyżką, choć tempo po 35. kilometrze już dość wyraźnie spadało. Jeszcze po 26 milach, czyli na około 330 m przed metą, miał 2:47.35. I wtedy, w samej końcówce, nie wytrzymały nogi Kszczota - ugięły się raz, drugi - Polak już próbował trzymać tempo siłą woli. Nie dał rady, upadł na asfalt, nie był w stanie wstać. Pomagali mu inni uczestnicy biegu, dla których czas był mniej ważny niż możliwość wsparcia rywala - choć pewnie nie wiedzieli, że jest nim były mistrz świata. A to wszystko przy żywiołowych brawach kibiców. Kszczot uzyskał czas netto 2:50:09 - o te dziewięć sekund gorszy od celu, który sobie założył. Został sklasyfkowany w szóstej setce - wśród blisko 48 tys. uczestników. - Czy mogło być lepiej? Sami sobie obejrzyjcie moją końcówkę, bo byłem dwa razy podnoszony z ziemi. Ale pamiętajcie, by walczyć do ostatniego metra - powiedział w nagraniu, które zamieścił na swoim Instagramie. I są tam sceny z ostatnich metrów przed metą. Warto to zobaczyć. Biegacze z Afryki zdominowali maraton w Nowym Jorku. Wybitnych wyników jednak nie było Trasa maratonu w Nowym Jorku, przebiegająca przez wszystkie dzielnice miasta, jest uważana za trudną technicznie - w przeciwieństwie do rywalizacji w Bostonie, Londynie czy Berlinie ciężko tam o wybitne wyniki. Wszystkie miejsca na podium - tak wśród pań, jak i panów - zajęli biegacze z Kenii i Etiopii. Wśród mężczyzn triumfował mistrz świata z zeszłego roku z Eugene Etiopczyk Tamirat Tola (2:04:58, nowy rekord trasy), przed Kenijczykiem Albertem Korirem, triumfatorem NYC Marathon w 2021(2:06:57) i swoim rodakiem Shurą Kitalą (2:07:11). Wśród pań najlepsza była Kenijka Hellen Obiri, w przeszłości dwukrotna mistrzyni świata na 5000 m i aktualna wicemistrzyni olimpijska na 5000 m. W niedzielę uzyskała czas 2:27:23. Drugie miejsce zajęła Etiopka Letesenbet Gidey (2:27:29) - mistrzyni świata z zeszłego roku na 10000 m z Eugene i wicemistrzyni z tego roku z Budapesztu. Na finiszu przegrała z nimi Sharon Lokedi z Kenii (2:27:33) - zeszłoroczna triumfatorka.