Ten rok w sporcie, z racji globalnej pandemii koronawirusa, jest absolutnie szalony. Rywalizacja najpierw zupełnie zeszła na dalszy plan, a później, gdy sport zaczął wracać, kalendarze wywróciły się do góry nogami.Dotyczyło to między innymi mityngów Diamentowej Ligi, czyli lekkoatletycznej Ligi Mistrzów, w tym zawodów zaplanowanych w Katarze. Początkowo impreza w Dosze była zaplanowana na 17 kwietnia, ale z oczywistych powodów została przesunięta na wrzesień. Gdy w końcu wydawało się, że mityng odbędzie się 9 października, na początku sierpnia ogłoszono decyzję o jego przyspieszeniu o dwa tygodnie. Ostatecznie termin zawodów ustalono na 25 września.Nic zatem dziwnego, że w lutym Marcin Lewandowski przyjął propozycję udziału we wrześniowym biegu charytatywnym w Stalowej Woli. Celem imprezy jest pomoc dwóm malutkim dziewczynkom, Aurelce i Rozalce, które cierpią na poważne i rzadkie choroby: hiperglicynemię nieketotyczną oraz epilepsję. Niespotykane jest jednak to, jak ubiegłoroczny brązowy medalista mistrzostw świata (w biegu na 1500 m) zareagował w momencie, gdy organizatorzy mityngu w Dosze złożyli mu najświeższą propozycję startu w Katarze. Zdębiał nawet biznesmen z Podkarpacia Artur Szczęsny, który współorganizuje imprezę w Stalowej Woli. Wszak byłoby dla niego zrozumiałe, gdyby "Lewy" w tej sytuacji był skłonny ruszyć na Półwysep Arabski. Nic bardziej podobnego! - Powiedziałem Arturowi, że skoro obiecałem, że będę, to będę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Katar to dla mnie fajne miejsce, ale nie podjąłem nawet negocjacji. Po prostu powiedziałem, że mam w tym terminie inne zobowiązania - powiedział Lewandowski w rozmowie z tvn24.pl. Precyzyjnie nie chciał zdradzić, z jakich dokładnie pieniędzy od szejków zrezygnował, ale przedstawił rząd wielkości, co robi wrażenie. - Mogę powiedzieć, że były to kwoty, które na pewno są znaczące. Powiedzmy, że była to równowartość moich miesięcznych zarobków - dodał 33-letni multimedalista mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Art