Ewa Swoboda jechała do Glasgow po medal - tego nie ukrywała. Z drugim czasem sezonu na świecie, więc była w gronie faworytek całej rywalizacji. A gdy w półfinale pobiła swój rekord życiowy, a czas 6.98 s to było również wyrównanie najlepszego rezultatu na świecie, stała się tą największą faworytką. To miał być mój między nią a Julien Alfred, tak się zresztą stało. Tyle że zawodniczka z wyspy Saint Lucia pobiegła w decydującym biegu lepiej, to ona tym razem uzyskała 6.98 s, Polka była o dwie setne gorsza. Ewa Swoboda wzięła swój medal do ręki. I już się uśmiechała Nic dziwnego, że polską sprinterką wstrząsały później różne emocje. Starała się cieszyć, ale słowo "starała" jest tu właśnie odpowiednie - bo w rzeczywistości jej zachowanie wskazywało na coś innego. - Liczyłam na to, że wygram. Byłam na to gotowa, ale cieszę się. Odbiłam sobie Belgrad. Każdy chce wygrać. Dałam jednak radę. Mam medal. Mam srebro. Jest fajnie. Zaraz będę płakać ze szczęścia, bo teraz zaczyna to do mnie dochodzić, ale jestem zła. Mam nadzieję, że ten niedosyt da kopa do roboty - powiedziała przed kamerą TVP Sport. A później przemknęła przez mixed-zonę. Dziś zaś, już uśmiechnięta, zjawiła się w studio TVP Sport - i chciała rozmawiać o tym, co ją spotkało. Wzięła swój srebrny medal do ręki, oceniła: - Bardzo ciężki i bardzo ładny. Na ten moment to srebro może być. Ładniejsze niż złoto. A później zaznaczyła: - Jak dziś wstałam, to byłam szczęśliwa. Wczoraj byłam głodna, zła i obolała. Swoboda nie ukrywała, że najbliższe jej osoby zachęcały ją wręcz do tego, by się z medalu cieszyła. Mówiła tu o rodzicach, o trenerce Iwonie Krupie i swoim partnerze Krzysztofie Kiljanie, który wczoraj dotarł do półfinału rywalizacji 60 m przez płotki. - Tak, ale ja miałam założony inny cel. Wreszcie poprawiłam tu rekord Polski, było przyjemnie, ale też dużo działo się na starcie. Straciliśmy osiem minut. Osiem minut skupienia. Trudno, było, minęło. Jestem wicemistrzynią świata, jest super - powiedziała. Ewa Swoboda i Iwona Krupa - współpraca na dobre i na złe. Wicemistrzyni świata jest tego pewna To był wyjątkowy sezon halowy dla Swobody, bo po raz pierwszy w karierze zaliczyła wszystkie biegi w czasie poniżej 7.10 s. W hali biega inaczej niż na stadionie i sama to podkreśla. Co się stało, że Ewa Swoboda tak rewelacyjnie prezentowała się już zeszłego lata, a i teraz rywalizowała na najwyższym światowym poziomie? Rozmowa sama ze sobą jest najważniejsza, ale też z Krzysztofem, bo on mnie wspiera. Pokazuje całkiem inną perspektywę na to wszystko, że to może być dla mnie wspaniała zabawa. I jeśli mogę się bawić i być wicemistrzynią świata, to super. Jestem już starsza, 27 lat, można robić życiówki, jestem gotowa na lato. Choć teraz muszę trochę odpocząć, bo trochę mnie to psychicznie kosztowało. A później mogę się bić o medal mistrzostw Europy i finał igrzysk olimpijskich. Ewa Swoboda powiedziała też o swojej współpracy z Iwoną Krupą - a obie panie działają razem już 15 lat. - Czasem jesteśmy dla siebie razem cierpliwe, bo tu dwie kobiety, a trenerka też ma mocny charakter i jest mocną osobą. Nie wyobrażam sobie jednak, bym miała z kimś innym pracować, czy to facetem, czy kobietą. Pozostanie moją trenerką do kariery i nieważne, gdzie będę: czy na dole, czy u góry. Wiem, że ona będzie ze mną zawsze - powiedziała Swoboda.