Zanim jednak wszyscy usiedli w Nowej Palmiarni, odbył się trening - rozgrzewkę poprowadził szkoleniowiec wraz z Baumgart-Witan. Uczestnicy byli bardzo zadowoleni, a potem z dużą chęcią "przepytywali" zarówno trenera, jak i zawodniczki. Hołub-Kowalik i Baumgart-Witan na przełomie września i października rywalizowały w mistrzostwach świata w Dosze. Obie biegły w srebrnej sztafecie 4x400 m, a Baumgart-Witan wystąpiła także w indywidualnym finale na tym dystansie. - To był dla nas trudny start, bo impreza była jesienią, a klimat nie był sprzyjający - przyznały zgodnie. Katar nie był wcale tematem największej liczby pytań. Uczestników interesowały bardziej przyziemne sprawy, na przykład rozgrzewka czy ostatni posiłek. - Dzień startu każda z nas ma zaplanowany co do minuty. Nawet drzemki są dokładnie obliczone - kiedy i na jak długo. Ostatni posiłek nazywam "paszą", bo czymś trzeba zapchać dziurę w żołądku. Jest to zazwyczaj suchy ryż lub makaron z kawałkiem mięska. Jak najmniej sosów, warzyw czy owoców. Nic, co mogłoby dłużej poleżeć w brzuchu. Rozgrzewka trwa ok. 50 minut, ale najbardziej stresujący jest moment w call roomie - przyznała mistrzyni Polski Baumgart-Witan. Jest to miejsce, w którym wszyscy zawodnicy zbierają się po rozgrzewce, ale jeszcze przed wyjściem na stadion. Sędziowie sprawdzają wtedy długość kolców, stroje, tzw. numerki. - To są zazwyczaj małe boksy i faktycznie czujemy się jak przed jakąś walką. Możemy każdej przeciwniczce spojrzeć wtedy prosto w oczy. Wyczuć, czy stresuje się tak samo jak ja, czy może ma więcej pewności siebie. To trwa zazwyczaj 30-40 minut, po czym wyprowadzają nas na stadion - dodała Hołub-Kowalik. Obie dziewczyny zgodnie przyznały, że na żadnej diecie nie są, choć uważają na to, co wkładają na talerz. Im starsze, tym są bardziej świadome. Dotyczy to również odpowiedniej regeneracji. - Pamiętam, jak na obozach w Zakopanem ganialiśmy dziewczyny, bo uciekały na imprezę. A my trenerzy pilnowaliśmy, żeby nie wychodziły z pokojów. Teraz takie sytuacje nie mają miejsca. One podchodzą do każdego treningu bardzo poważnie i zwłaszcza przed tymi najtrudniejszymi jednostkami, stawiają na odpoczynek - przyznał Matusiński. Trener zwrócił też uwagę na to, że żadna z dziewczyn "jakoś szczególnie utalentowana nie była". Podkreślił, że każda z nich przeszła w trakcie swojej kariery chwile załamania i rezygnacji, ale właśnie ich charakter i determinacja doprowadziły do tego, że są teraz rozpoznawalne nie tylko w Polsce, ale i na świecie. - Pewnie nie pamiętacie, ale w sztafecie też nie zawsze było kolorowo. W 2013 roku dziewczyny nie weszły do finału mistrzostw świata, a dwa lata później zgubiły pałeczkę. Ten sukces, jaki mamy teraz, rodził się w bólach - przypomniał. A Hołub-Kowalik przyznała: - Wiele te porażki nas kosztowały, ale i nauczyły. Z przegranych można wyciągnąć więcej wniosków, ale chyba to sukcesy bardziej motywują, bo pokazują, że wszystko idzie w dobrą stronę. W spotkaniu uczestniczyło ok. 30 osób. Wiele przyszło z dziećmi, a zawodniczki, jak i trener, chętnie pozowali do zdjęć. Teraz lekkoatleci przebywają na urlopach. Większość z nich treningi do sezonu olimpijskiego rozpocznie w listopadzie, ale ta część, która pod koniec października startowała jeszcze w Światowych Igrzyskach Wojskowych, do pracy wróci na początku grudnia.