Gdy tydzień temu wracająca do rywalizacji po długiej przerwie Maria Andrejczyk rzuciła wreszcie powyżej 60 metrów, kibice "królowej sportu" w Polsce wreszcie odetchnęli z ulgą. Trudno się dziwić - w końcu oszczepniczka z Suwałk to nasza nadzieja nawet na medal olimpijski, a gdy jest zdrowa - należy do ścisłej czołówki światowej. No i w sezonach olimpijskich wzbija się na wyżyny. W Białymstoku jeden rzut był wyraźnie lepszy niż inne - 62.03 m dało jej już spokojne kolejne tygodnie, oznaczało kwalifikację do mistrzostw Europy w Rzymie. Na igrzyska w Paryżu to trochę za mało, tu minimum wynosi 64 metry, ale rzadko która z oszczepniczek je pewnie uzyska. Andrejczyk może spokojnie myśleć o kwalifikacji ze światowego rankingu, warunkiem jest jednak powtórzenie takiego wyniku, jak ten w Białymstoku. I już pierwszy raz tego dokonała. Mało tego - jeszcze dołożyła ponad pół metra. Trzecie miejsca Marii Andrejczyk w Offenburgu. Najlepszy wynik w tym sezonie! W niemieckim Offenburgu rywalizowali tylko specjaliści od rzutu oszczepem - panie i panowie. Obsada była bardzo dobra - rywalkami Andrejczyk były m.in. dalej od niej rzucające w tym roku: Serbka Adriana Vilagoš oraz Joe-Ane van Dyk z RPA. Także i Niemka Christine Hussong, mistrzyni Europy sprzed sześciu lat z Berlina (z rekordem życiowym 69.19), czy niezła Czeszka Nikola Ogrodnikova. Polka zaczęła od dwóch rzutów niemal w linię 60. metra - zmierzono jej 59.96 m, a później 59.92 m. Trzecią próbę miała najlepszą - pomiar wykazał 62.72 m. Niby blisko dziewięć metrów mniej od rekordu życiowego, który jest zarazem trzecim wynikiem w historii tej konkurencji, ale przecież tak cieszącym polskich kibiców. Andrejczyk była wtedy trzecia, bo Vilagoš w pierwszym rzucie uzyskała 63.58 m, a Van Dyk w drugim - 63.57 m. I tak już zostało. Polce w czwartej próbie znów zmierzono niemal 60 metrów, piątą spaliła, a z szóstej zrezygnowała. Zajęła więc w całym konkursie trzecie miejsce, a jej wynik jest ósmym w tym roku na świecie.