W swojej bogatej karierze zawodniczej Piotr Lisek miał medale mistrzostw świata, na stadionie i w hali, ale też halowych mistrzostw Europy. Brakuje mu więc, o dziwo, z mistrzostw kontynentu a stadionie, ale też z igrzysk olimpijskich. W Rio de Janeiro było bardzo blisko, zajął czwarte miejsce, choć po skoku na 5.75 m był trzeci, razem z Czechem Janem Kudličką. Sam Kendricks tej wysokości nie zaliczył, przełożył więc drugą próbę na 5.85 m - i przeskoczył obu w generalce. A w Tokio 31-letni Wielkopolanin z Dusznik zajął szóste miejsce, choć zawodnicy z czwartej pozycji też skoczyli 5.80 m. W Paryżu stanął przed trzecią szansą, ale sam mówił, że będzie trudno. Nie dlatego, że skacze gorzej, bo ostatnie wyniki były bardzo optymistyczne. Sęk w tym, że poziom bardzo poszedł w górę i można się spodziewać rywalizacji o podium na poziomie sześciu metrów. Oczywiście o drugie i trzecie miejsce, bo tego pierwszego tylko kataklizm mógłby pozbawić Armanda Duplantisa. Koniec marzeń Piotra Liska i Roberta Sobery. Polacy nie awansowali do finału Wysokość kwalifikacyjna w Paryżu wynosiła 5.80 m - Lisek kilka razy ją w tym roku pokonał, drugi z Polaków zaś nie. Robert Sobera tyle skakał dziewięć lat temu, trochę jednak wody w Wiśle od tego czasu upłynęło. Można jednak było liczyć, że dobry pierwszy skok na 5.75 m też da kwalifikację do finału, tę zapewniało sobie 12 najlepszych zawodników. Do walki zaś ruszyło 30 z 31 tyczkarzy, bo pechowej kontuzji podczas rozgrzewki doznał Norweg Pal Haugen Lillefosse, brązowy medalista ME z Monachium sprzed dwóch lat. Obaj Polacy zaczęli od 5.40 m, później pokonali 5.60 m. Po dwa skoki - wszystkie udane. To były już znakomite wieści, bo na tej drgiej wysokości zaczęła się pierwsza eliminacja zawodników. W grupie A to 5.60 m pokonali ostatecznie prawie wszyscy, czternastka. Zaskakujące dwa strącenia zaliczył wicemistrz świata Ernest John Obiema z Filipin. Zaryzykował, przeniósł trzecią próbę na 5.70, potrzebował kilkunastu minut przerwy. Opłaciło się, zaliczył tę wysokość bez problemów. Nasi zaś polegli, zwłaszcza Lisek mocno to przeżył. W drugiej próbie był blisko, w trzeciej - w sumie też. Ale odpadł, zakrył twarz rękoma, leżał na zeskoku. A później wstał i podziękował kibicom. Dla niego to był koniec. Dla Sobery koniec nastąpił kwadrans później, w jego grupie było więcej zawodników. Od skoczenia 5.70 m był zdecydowanie dalej od Liska. A że w tym momencie było już 12 skoczków, którzy zaliczyli co najmniej 5.70 m, wszystko stało się jasne. Ostatecznie tę wysokość pokonało trzynastu skoczków, a ponieważ Duplantis odpuścił, trzeba było jeszcze skakać 5.75 m. Ostatecznie z marzeniami pożegnali się jeszcze: Francuz Thibaut Collet i Włoch Claudio Stecchi.