- Ale on nie wie co mówi, jemu się tylko tak wydaje, że życie mu się nie zmieni. To tak, jakby nie miało ulec zmianie kobiecie, która zostaje miss świata. A w jego przypadku nie na rok, tylko mistrzem olimpijskim będzie do końca życia. I co, nie zmieni się mu? - dziwił się zdobywca czterech złotych medali olimpijskich w chodzie Robert Korzeniowski. Tomasz Majewski faktycznie nie zdawał sobie sprawy, jakie następstwa niesie z sobą bycie mistrzem igrzysk. - Ale to jest najmniej popularna konkurencja lekkoatletyczna. Nijak ma się do setki - tłumaczył. Pytany jak uzyskał tak świetny wynik na tle "śpiących" konkurentów odparł krótko i bez emocji: - Wziąłem kulę do ręki, wszedłem lewą (nogą - PAP), walnąłem górą i wyszło. Co się stało z utytułowanymi rywalami? - Nie wiem - odparł złoty medalista. - Od początku im nie szło. Mistrz olimpijski z Aten Ukrainiec Jurij Biełonog miał ledwo co ponad 20 i pół metra, podobnie jak mistrz świata z Osaki Amerykanin Reese Hoffa, a jego rodak, srebrny medalista sprzed czterech lat Adam Nelson spalił trzy próby. Jak zobaczyłem na półmetku, że towarzystwu dalej nie idzie, no to mówię sobie bierz się do roboty, pchnij daleko, no i jak wspomniałem - wyszło. W czwartej kolejce uzyskałem 21,51, w piątej nie utrzymałem się w kole. Największe emocje były w szóstej, bałem się, że może mnie wyprzedzić nieobliczalny Hoffa, no i jego rodak Christian Cantwell. Hoffa - spalił, a Cantwell miał 21,09. Wtedy wiedziałem już na sto procent że jestem mistrzem. O trzech Amerykanach, którzy wystąpi w finale, Majewski powiedział: - No cóż, oni gotują się między sobą, w Stanach jest potworna presja, bo to jedna z bardziej prestiżowych dla nich konkurencji. Nawet transmisja szła do USA na żywo tylko z pchnięcia kulą. A złoto już po raz trzeci im się wymknęło. W Sydney zabrał im Fin Arsi Harju, w Atenach Biełonog, a teraz ja, z czego się bardzo cieszę. Podopieczny Henryka Olszewskiego przyznał, że i jemu w minionych czterech latach "nie bardzo szło". - Już dawno powinienem pchać kulę ponad 21 metrów, ale zawsze coś na przeszkodzie stawało. Teraz wiedziałem że jest dużo lepiej. Do Pekinu przyjechaliśmy z obozu w Japonii, tam gdzie byliśmy rok temu przed mistrzostwami świata w Osace. I już tam, porównując to, co było przed Osaką, a jest teraz, zobaczyłem jak wielka jest poprawa. Majewski przyznał także, że do finałowego konkursu podszedł z wielkim spokojem, w przeciwieństwie do rywali, którzy "bardziej się przejmowali, stresowali, co chyba było widać". Odnośnie dopingu powiedział, że w tym roku był kontrolowany chyba z dziesięć razy, ale ... - Nie narzekam, dokładnie informuję IAAF, gdzie jestem każdego dnia, więc mogą do mnie przyjść do domu, na trening czy na zawody. Wyraził także radość, że częste badania eliminują z rywalizacji tych, którzy obierają nieuczciwą drogę do sukcesów. O czym teraz marzy? - Aby się wyspać - odparł magister politologii warszawskiego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z Pekinu - Janusz Kalinowski (PAP)