Przypomnijmy, że na samym początku mistrzostw świata w Eugene Anna Kiełbasińska, która miała startować w sztafecie mieszanej, odmówiła występu w eliminacjach tłumacząc się, że w planach był tylko jej bieg w finale, a ona, mając w perspektywie starty indywidualne, nie jest przygotowana na tyle występów. W polskiej ekipie zapanował chaos, bo tuż przed startem okazało się, że World Athletics zmieniła przepisy i w mikście można było dokonać tylko jednej zmiany, którą Matusiński zostawił dla Natalii Kaczmarek. MŚ w Eugene: Konflikt w kadrze "Aniołków" Kiełbasińska stwierdziła, że ona o tej zmianie przepisów wiedziała od dawna. Wydała również oświadczenie, w którym przedstawiła całą sprawę ze swojej perspektywy. Część fanów zarzucała jej, że mogła powiadomić o tym wcześniej sztab szkoleniowy, inni z kolei bronili jej argumentując, że to rolą działaczy jest czuwanie nad takimi kwestiami. W Polskim Związku Lekkoatletycznym zapowiedziano dochodzenie mające wyjaśnić, jak mogło dojść do takiego zaniedbania. W międzyczasie Justyna Święty-Ersetic zapowiedział, że nie wyobraża sobie wspólnego występu w sztafecie z Kiełbasińską, która zdaniem pozostałych kadrowiczek wypięła się na wspólną walkę. Później jednak atmosfera zdawała się nieco oczyszczać, a Iga Baumgart-Witan napisała w mediach społecznościowych, że trzyma kciuki za występ Kiełbasińskiej, która jako jedyna pobiegła w indywidualnym finale. Czytaj także: Zamieszanie po oświadczeniu Kiełbasińskiej. "Nie rozumiem" Przed eliminacjami w biegu sztafetowym wspólnie uznano, że Kiełbasińska i Kaczmarek pobiegną dopiero w finale, a sztafeta wystąpi w składzie Święty-Ersetic, Baumgart-Witan, Kinga Gacka i Małgorzata Hołub-Kowalik. Niestety ta ostatnia została nadepnięta przez rywalkę, cały dystans przebiegła z zakrwawionym butem i dziurą w stopie, co skończyło się brakiem awansu do finału. Czytaj także: Polka we krwi. Protest ws. sztafety odrzucony Polska ekipa postanowiła złożyć protest, ale ten został odrzucony. I Polki, które marzyły o dwóch sztafetowych medalach, wracają z MŚ w Eugene z poczuciem rozczarowania. I wewnętrznym konfliktem. Aleksander Matusiński atakuje Annę Kiełbasińską Na dodatek oliwy do ognia postanowił dolać trener Aleksander Matusiński, który w rozmowie z Tomaszem Kalembą z Onetu postanowił zaatakować Kiełbasińską. - Dla mnie problemem w tej całej sytuacji jest to, że zawodniczka, która wiedziała, że nie możemy dokonać tych zmian, bo jest inny przepis, nie powiedziała trenerowi o tym, że przepisy uległy zmianie. Okazało się, że można było dokonać tylko jednej zmiany. Przecież mogła podejść i zapytać, jak w tej sytuacji będzie wyglądała sytuacja. Dla mnie jest to działanie na szkodę reprezentacji. Muszę to tak nazwać. Gdyby była lojalna wobec trenera i pracodawcy, to powinna od razu przekazać taką informację - powiedział szkoleniowiec. Czytaj także: "Serca złamane, ale dalej płonie w nas ogień" - Nie było atmosfery w grupie. Starałem się wyciszyć tę sytuację z mikstem. Oświadczenie, jakie wydała Ania Kiełbasińska w momencie, kiedy dziewczyny szły na rozgrzewkę, nie pomogło zarówno dziewczynom, jak i chłopakom. To był trudny temat, z którym po raz pierwszy spotkałem się w swojej karierze trenerskiej - dodawał Matusiński. Pytany o sytuację z regulaminem i faktem, że w ostatniej chwili dowiedzieli się o zmniejszeniu limitów zmian, szkoleniowiec stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nie mam obowiązku sprawdzanie codziennie przepisów i tego, czy nie dodano w nich jakiegoś punktu. Kiedy dowiedzieliśmy się o zmianach, to nie pozostało nam nic innego, jak dostosować się do tej sytuacji - stwierdził w rozmowie z Onetem.