25-letnia Ewa Swoboda w Turcji wywalczyła już trzeci w karierze medal halowego czempionatu Starego Kontynentu. W hali Atakoy Atletizm Salonu powtórzyła ten sam sukces, który padł jej łupem już w 2017 roku w Belgradzie. Finał był fantastyczny, mistrzyni Mujinga Kambundji niesamowita, a w tym wszystkim czołową rolę po raz kolejny odgrywała biegaczka z Żor. Ewa Swoboda: Dało mi to takiego kopa! - Tak, było dużo emocji, ale nie do końca jestem zadowolona ze startu, który mi nie wyszedł. W eliminacjach był dużo lepszy. Bardzo się cieszę, że jestem wicemistrzynią Europy. Dało mi to takiego kopa! - radowała się Swoboda. Polka czasem 7.09 wyrównała swój najlepszy wynik z tego sezonu, jednak o stabilizacji formy na przestrzeni kilku tygodni wcale nie mówiła. - Na początku było w porządku, a potem, jak to powiedzieć ładnie, żeby nie przekląć... Po prostu trochę się zjechało. Raz było 7.14, 7.18, 7.20, więc to wszystko było nie takie, jak chciałam. Dlatego powiedziałam sobie: "nie startuję w Madrycie, nie startuję w Birmingham. Trzeba po prostu dotrenować, dokręcić śrubę". I, jak widać, to się udało. Jak zaczęłam, tak skończyłam. Oczywiście mogło być lepiej, średnio cieszy mnie czas, ale na mistrzostwach Europy biega się na miejsca - słusznie skonstatowała podopieczna trenerki Iwony Krupy. Zapytana o przyjemność płynącą z reprezentowania Polski, od razu podzieliła się zaskakującą sytuacją sprzed chwili. - Rozmawiałam przed chwilą z państwem, którzy siedzieli w hali. Zapytałam ich, czy tutaj mieszkają, a okazało się, że przyjechali specjalnie z Polski kibicować wszystkim naszym sportowcom. Super, że ludzie interesują się "lekką", choć nie jest to jeszcze takie zainteresowanie, jak inną dyscypliną. Cieszę się takim dopingiem, ale najważniejsze, że kibicują mi rodzice - uśmiechnęła się najlepsza polska sprinterka. Nasza gwiazda prawie z każdej dużej imprezy, na której startuje, przywozi medale. A teraz śmiało można powiedzieć, że będzie walczyła o finał olimpijski w Paryżu. To kroczek po kroczku spełnianie marzeń. Wywołanie tego tematu sprawiło, że sportsmenka jeszcze bardziej rozpromieniała. Ewa Swoboda o bieganiu na 200 m: Nie mam do tego psychy, głowy, ani nic - Tak, to kroczek po kroczku spełnianie moich marzeń. W Rio de Janeiro było spoko jak na to, że miałam wtedy 19 lat. Z Tokio się nie udało, więc liczę, że w Paryżu podwoję to, co się nie udało. Nie mówię o medalu, bo żeby to robić, musiałabym biegać po 10.50. Wszystko jest oczywiście możliwe, ale chyba nie w tym czasie. Natomiast fajnie, że za rok mamy halowe mistrzostwa świata w Glasgow - uśmiechnęła się. Dopytana, czy lubi biegać w hali, zareagowała z całym przekonaniem. - Uuuuwielbiam! To jest chyba najlepsze. Jednak muszę też przekonać się do "setki", a może kiedyś także do "dwusetki", bo tu wszyscy już mnie do tego przekonują, ale ja nie mam do tego psychy, głowy, ani nic. Fajnie byłoby w sezonie letnim pobiegać poniżej 11 sekund, legalnie, bez wiatru - zaznaczyła. To był moment, gdy pojawił się temat życiowego partnera Swobody, biegacza przez płotki Krzysztofa Kiljana, również startującego na HME w Stambule. Od kiedy są razem, 24-latek także robi wyraźne postępy. Zapytana, czy razem dają sobie motywację, od razu potwierdziła. Swoboda o związku z Kiljanem: Byłam gotowa, by przyjąć do swojego życia tak wspaniałą osobę - To prawda, pomagamy sobie - podkreśliła Swoboda, a następnie odsłoniła kulisy zawarcia związku. - Kiedyś obiecałam sobie, że już nigdy nie chcę mieć chłopaka-sportowca. Nie będę mówiła dlaczego, ale wiadomo... Powiedziałam sobie: "nigdy w życiu już nie chcę sportowca". No ale stało się tak, że los mi go zesłał. A, przyznam się szczerze, że wcześniej go nie kojarzyłam. Poznaliśmy się dopiero w grudniu 2021 roku. Byłam gotowa na to, by przyjąć do swojego życia tak wspaniałą osobę. I cieszę się, że możemy się nawzajem uczyć - uzewnętrzniła się zawodniczka. Dopytana, czy dzięki temu jest jej od pewnego czasu lżej, wyraźnie się wzruszyła. - Nie no, ja się tu zaraz rozkleję i rozpłaczę. Cieszę się bardzo, on uczy się ode mnie cierpliwości, a ja od niego wrażliwości. I tak jakoś żyjemy sobie razem, mam nadzieję, że jak najdłużej. Swobodę i Kiljana połączyła również inna wspólna pasja, otóż płotkarz podobno jest także dobrym... drifter. - Tak, ja też lubię samochody, więc wspólna pasja motoryzacyjna dodatkowo nas łączy. Fajnie, gdy lubi się te same rzeczy - przyznała sprinterka. Artur Gac ze Stambułu