Gdy zaczyna się rok olimpijski, Maria Andrzejczyk... pokazuje się w świecie rzutu oszczepem. 28-letnia zawodniczka z Suwałk zajmowała przecież czwarte miejsce w Rio de Janeiro, była druga w Tokio, w tamtym 2021 roku osiągnęła trzeci rezultat w historii tej dyscypliny. A jednocześnie nigdy nie przywiozła medalu z mistrzostw Europy czy świata, mało tego - na Starym Kontynencie nigdy o ten medal... nie walczyła. Jedynie osiem lat temu w Amsterdamie wystąpiła w tej rywalizacji, ale 20-letniej debiutantce zabrakło zaledwie 20 cm do miejsca w 12-osobowym finale. Za to miesiąc później pokazała już swoje możliwości w olimpijskiej rywalizacji w Brazylii. Dwie oszczepniczki szybko załatwiły sprawę w grupie A. Polka zaś musiała czekać W 2021 roku Polka była w ścisłym topie, ze swoim fenomenalnym rekordem Polski, ze srebrem wywalczonym w Tokio. A później przyszły kontuzje, przez blisko dwa lata nie udało się oddać żadnego rzutu powyżej 60. metra. Dla lekkoatletki, która przecież rzuciła ponad 10 metrów dalej, musiało to być bardzo bolesne doświadczenie. Andrejczyk w końcu jednak wróciła, już zdrowa i radosna - widać, że sport znowu daje jej radość. W czterech kolejnych konkursach przed ME rzucała ponad 62 metry, a to oznacza miejsce w ścisłej europejskiej czołówce. I sprawiło, że mogła realnie myśleć o medalu w Rzymie. Zwłaszcza, że powtórzenie 62.72 m z Offenburga nie powinno być jakimś większym problemem. Zawodniczka Hańczy Suwałki znalazła się w drugiej grupie, wylosowała niemal ostatni numer w kolejności rzutów. Wiedziała, że skład tej pierwszej, rywalizującej półtorej godziny wcześniej, był mocniejszy, ale poziom nie jakiś znów nadzwyczajny. Sprawę szybko załatwiły Norweżka Marie-Therese Obst (61.45 m) i Serbka Adrianna Vilagoš (60.57 m), w pierwszych próbach zaliczyły minimum kwalifikacyjne, ustawione na 60.50 m. Nerwy Marceliny Witek-Konofał, świetny drugi rzut Marii Andrejczyk. I spory optymizm przed finałem Problemy miała Marcelina Witek-Konofał, choć wydawało się, że 57.73 m z pierwszej kolejki jest bardzo dobrym prognostykiem. Tyle że dwa kolejne rzuty już jej nie wyszły, oszczep spadła za 50. metr, więc celowo je paliła. Zajęła w stawce dopiero siódmą pozycję, tuż za Chorwatką Sarą Kolak, której zmierzono dokładnie taki sam wynik, ale ona miała choć drugą mierzoną odległość. - Trochę zdrowie nie dopisało, trochę za mocno chciałam. A chciałam więcej, mocniej, dalej. No co mam powiedzieć? Nadzieja umiera ostatnia, ale spoko, damy radę - mówiła red. Michałowi Chmielewskiemu z TVP Sport, ścierając łzy. I udało jej się awansować, bo poziom w drugiej grupie był jednak niższy. Jej wynik przebiły tylko cztery zawodniczki, w tym Andrejczyk, jedyna, która osiągnęła kwalifikacyjną odległość. Choć dopiero w drugiej kolejce. Wtedy oszczep zostawił ślad kawałek za linią 60. metra, dokładnie zaś było to 60.61 m. 11 cm za wskazaną granicą. - Byłam trochę sfrustrowana po pierwszym rzucie, bo wydawało mi się, ze przejście tych kwalifikacji jest bardzo proste. A chciałam szybko iść się regenerować - mówiła w TVP Sport. Finał rywalizacji pań w rzucie oszczepem - we wtorek o godz. 21.36.