Co ciekawe, nie jest nim żaden nowy, młody talent, lecz stary mistrz z nieciekawą przeszłością. Należą do niego cztery najlepsze wyniki na tegorocznych listach światowych. Ustanowił rekord życiowy w wieku 33 lat. Zwycięzca igrzysk olimpijskich z Aten, trzeci na igrzyskach w Londynie, mistrz świata z Helsinek, halowy mistrz świata z Birmingham oraz ze Stambułu. Justin Gatlin dwa lata temu przegrał na mistrzostwach świata właśnie z Boltem, ale w tym sezonie biegał znacznie szybciej od Jamajczyka. Zapowiada, że powrócił, by przerwać jego hegemonię i wygrać mistrzostwa świata oraz przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Amerykanin 15 maja przebiegł 100 metrów w czasie 9,74 s. Później jeszcze trzykrotnie "zszedł" poniżej 9,80 s. Ciężko wskazać jednoznacznie faworyta do zwycięstwa w Pekinie. Bukmacherzy dają Boltowi i Gatlinowi takie same szanse. Dwa lata temu w Moskwie nieznacznie lepszy okazał się Jamajczyk, ale wówczas był liderem list światowych i niewiele wskazywało na to, że ktokolwiek mógłby go pokonać. Teraz jest inaczej. Powiedzieć, że Bolt w tym sezonie nie zachwyca, to trochę za mało. Dawno nie było już takiego sezonu mistrzowskiego, w którym byłby dopiero szósty na listach światowych. W tym roku borykał się z urazami i pojawiał się na bieżni zaledwie dwa razy. Wydawało się, że jest zupełnie bez formy, ale 24 lipca na mityngu Diamentowej Ligi w Londynie dwukrotnie pobiegł w czasie 9,87. Jak na niego, to wynik przeciętny. Jednak należy wziąć pod uwagę warunki, w jakich startował oraz to, że na ostatnich metrach wyraźnie "odpuścił". Tego dnia w stolicy Anglii padał deszcz, a temperatura wynosiła 17 stopni. Jak wiadomo, nie są to najlepsze warunki do rozgrywania zawodów lekkoatletycznych. Najbardziej przeszkadzał jednak przeciwny wiatr (-1,2 m/s). Dla porównania najlepszy tegoroczny wynik na listach światowych Gatlin uzyskał przy idealnych warunkach pogodowych i sprzyjającym wietrze wiejącym z prędkością 0,9 m/s. Justin Gatlin zapisywał się na kartach historii lekkiej atletyki nie tylko za sprawą świetnych wyników. Podczas swojej kariery był dwukrotnie dyskwalifikowany za doping. W 2006 roku wykryto u niego zawyżony poziom testosteronu i zawieszono na 4 lata. Anulowano jego rekord świata, lecz nie odebrano mu tytułów. Powrócił w 2010 roku i uzyskał czas 10,09 s. Sezon później biegał już nieznacznie poniżej 10 sekund, a w 2012 roku był trzeci na igrzyskach w Londynie i uzyskał czas 9,79. W tym samym roku powrócił na tron, zostając halowym mistrzem świata na dystansie 60 m. Od chwili, gdy wrócił do sportu był badany przez amerykańską agencję antydopingową już prawie 60 raz. Jest jednym z najczęściej kontrolowanych zawodników na świecie. Zapewnia, że jest czysty, jednak plama na honorze pozostała. Bolt w swoich wypowiedziach wielokrotnie odnosił się do przypadków dopingowiczów. W lipcu powiedział, że w Pekinie nie ma zamiaru przegrać z Gatlinem. Mówił też, że denerwuje go to, że musi startować z oszustami takimi jak Gatlin czy Tyson Gay. Sam wielokrotnie podkreślał, że nigdy nie stosował niedozwolonych środków, a sukcesy osiąga dzięki talentowi, ciężkiej pracy i poświęceniu. Nie wolno zapominać także o Asafie Powellu oraz Tysonie Gayu. Obaj byli przyłapani na dopingu, obaj wrócili, obaj zostali mistrzami swoich krajów i zapowiadają walkę o mistrzostwo świata. Powell w tym sezonie biegał w czasie 9,81 s, a Gay 9,87. Jamajczyk ma jednak problemy na wielkich imprezach i często nie wytrzymuje presji. Wydaje się więc, że walkę o złoto stoczą Bolt z Gatlinem, a Powell i Gay będą co najwyżej mogli rywalizować o trzecie miejsce. Patryk Bora