Norbert Kobielski wygrał konkurs skoku wzwyż podczas mityngu Orlen Cup w Łodzi, ale zwycięstwo miało słodko-gorzki smak. Najlepsza wysokość, zaliczona przez Polaka, czyli 2,23 m, nie dała mu bowiem najważniejszego, czyli kwalifikacji na marcowe halowe mistrzostwa Europy w Stambule. - Nie jesteśmy w stanie budować nowej przyszłości na starych emocjach. Jak w moim przypadku, gdy wszyscy patrzą na mnie przez pryzmat Artura Partyki, czy Jacka Wszoły, czyli medalistów olimpijskich - dzielił się emocjami 26-latek, który wciąż czeka na duży sukces w gronie seniorów. Kobielski największego rywala miał w osobie Włocha, Marco Fassinottiego. Od wysokości 2,20 m już tylko ta dwójka między sobą rozstrzygała, kto zakończy mityng na pierwszym miejscu. Kobielski, w przeciwieństwie do bezbłędnego Włocha, dopiero za drugą próbą poradził sobie z 2,20 m, ale kolejne trzy centymetry w górę całkowicie zastopowały zawodnika z Półwyspu Apenińskiego. Z kolei Polak, znów za drugim razem, przefrunął nad poprzeczką i na tym był koniec. Trzy próby pokonania wysokości 2,26 m spełzły na niczym. Od razu warto jednak przypomnieć, że zawodnik klubu MKS Inowrocław wraca po poważnej kontuzji. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Eugene przeżył duży dramat w eliminacjach. Wszelkie plany na duży wynik, a celował w ponad 2,30 m, trzeba było w jednej chwili zrewidować, bowiem doszło do złamania kości śródstopia. Po wielu miesiącach udanie wrócił do sportu. Już pierwszy start w sezonie halowym podczas mityngu w Nehvizdy w Czechach, który odbył się kilka dni temu, zakończył ex-aequo na drugim miejscu. Norbert Kobielski: Spodziewałem się kilku centymetrów wyżej - W Łodzi spodziewałem się kilku centymetrów wyżej. Natomiast jeśli chodzi o pewność siebie, to moja jest już na najwyższym poziomie. Po zeszłym sezonie nie ustąpiła ani trochę, cały czas jestem głodny wyników, głodny zwycięstw. Po kontuzji nie ma już żadnego śladu, fizycznego ani psychicznego. W treningi dołożył teraz strefę mentalną i staram się, z każdym dniem, ją rozwijać. Tak że będę gotowy na HME w Stambule (minimum wynosi 2,30 m - przyp.) oraz latem na MŚ w Budapeszcie - zapowiedział Kobielski, z optymizmem wypatrując kolejnego startu - już w środę podczas mityngu Copernicus Cup w Toruniu. Tam, w przeciwieństwie do Łodzi, bardziej odpowiada mu nawierzchnia, która - mówiąc w żargonie - lepiej "oddaje" podczas biegania, które w ostatnim czasie stało się atutem zawodnika. Aby odnosić duże sukcesy sam Kobielski doskonale wie, że musi znacząco poprawić rekordy życiowe, które ustanawiał już trzy lata temu. Na stadionie skoczył 2,28 m, z kolei w hali 2,29 m. Nic więc dziwnego, że polscy kibice skoku wzwyż wciąż żyją sukcesami takich legend, jak Jacek Wszoła oraz Artur Partyka, rekordzista Polski na stadionie (2,38 m w 1996 rok) oraz w hali (2,37 m w 1991 roku). To trudna sytuacja, o czym obszernie opowiedział sam zainteresowany. - Staram się robić tylko swoje, choć w pewnym momencie bardzo mnie to męczyło. Nie jesteśmy bowiem w stanie budować nowej przyszłości na starych emocjach. Tak jak w moim przypadku, gdy wszyscy patrzą na mnie przez pryzmat Artura Partyki, czy Jacka Wszoły, medalistów olimpijskich, tak samo wiem, że w przyszłości ciężko będą mieli nasi kolejni młociarze, gdy wszyscy będą na nich patrzyli przez wzgląd na Wojtka Nowickiego i Pawła Fajdka. Jednak tak to już jest, ludzie zapamiętują to, co chcą zapamiętywać i czasami żyją przeszłością. Ja cały czas wierzę, że zostanę przyszłym rekordzistą Polski i w to celuję - ambitnie zapowiada reprezentant Polski. Artur Gac z Łodzi