Ogromni jak niedźwiedzie, silni jak tury - to właśnie specjaliści od pchnięcia kulą. Potężnie zbudowani, ale jednocześnie lekkoatleci, którzy muszą mieć szybkie nogi, bo to one są kluczem do sukcesu. W Glasgow zmierzyło się trzech z czterech najlepszych zawodników ostatnich mistrzostw świata na stadionie w stolicy Węgier: złoty Ryan Crouser z USA, srebrny Leonardo Fabbri z Włoch i czwarty wtedy Tom Walsh z Nowej Zelandii. Zabrakło tylko Joe Kovacsa, czyli też zawodnika, który potrafił już ze słynnym rodakiem wygrywać. Kapitalny początek, faworyci od razu uderzyli z pełną mocą. Później szalał już tylko jeden, największy Crouser i Walsh potrafią robić show także dla kibiców. Zaczął jednak Fabbri i od razu posłał kulę na blisko 22 metry - dokładnie zaś 21.96. Już można było zakładać, że to da medal. W stawce szesnastu zawodników Walsh był czwarty w kolejności do próby, tuż przed Crosuerem. To właśnie z tego powodu trzy pierwsze serie trwały trochę długo. Na początku jednak wszyscy byli rozgrzani, Nowozelandczyk posłał kulę na 22.07 m, minimalnie przeskoczył Włocha i od razu dał sygnał publiczności, że warto się bawić. Po nim do koła wszedł Crouser i... odpalił na 22.36 m. Jeśli ktoś miał wątpliwości, co do jego formy, teraz się chyba ich pozbył. Wszyscy najgroźniejsi rywale mistrza świata nie byli już w stanie się poprawić. Włoch Zane Weir zdołał w czwartej próbie zbliżyć się do swojego rodaka na 11 cm (21.85), ale to nie wystarczyło do podium. Walsh jeszcze raz przekroczył 22 metry, ale przy Crouserze były to bardzo niewinne próby. Nowy rekord halowych mistrzostw świata. Ryan Crouser pokazał, kto jest najlepszy Bo Amerykanin wprost szalał - rozkręcał się, gdy w stawce zostali już tylko najlepsi, a przerwy między próbami się skróciły. 22.51 m w czwartym podejściu, 22.77 w piątym, wreszcie 22.69 w ostatnim - każde dawało złoto. To przedostatnie było nowym rekordem mistrzostw świata. Crouser zaś dołożył złoto, które mu w kolekcji brakowało - to z hali. Dwa lata temu też przekroczył 22 metry, dwukrotnie, ale 22.44 m dało mu "tylko" srebro. Przegrał bowiem z rewelacyjnym Brazylijczykiem Darlanem Romanim. Tym samym, który dziś z wynikiem o półtora metra gorszym niż wówczas był siódmy. A Polacy? Po raz ostatni zabrakło naszego przedstawiciela w HMŚ w konkursie kulomiotów w 2003 roku w Birmingham. Później zawsze był Tomasz Majewski, Michał Haratyk czy Konrad Bukowiecki, często z sukcesami. Nastąpiła jednak zapaść, która - miejmy nadzieję, będzie trwała jak najkrócej. Choć i tak szkoda, że Haratyka zabrakło w Szkocji, bo nawet w obecnej formie mógłby być ósmym zawodnikiem świata. Wystarczyła do tego odległość 20.73 m. A 20.41 dawało dziewiąte miejsce.