Wojciech Nowicki w drugim rzucie uzyskał minimum kwalifikacyjne do finału rzutu młotem w lekkoatletycznych mistrzostwach Europy. To wynosiło 77,00 m, a mistrz olimpijski rzucił równo dwa metry dalej. Dopiero szósty w grupie A był Paweł Fajdek. Wielokrotny mistrz świata musi zatem czekać na to, co zrobią rywale. 35-latek rzucił w najlepszej próbie 75,17 m. Po zawodach przyznał, że jest raczej spokojny o awans do finału. Polska mistrzyni wkracza do gry. Szansa na pierwsze medale dla Biało-Czerwonych Trudny czas dla Pawła Fajdka. Nasz mistrz powoli dochodzi do siebie - Nie wyobrażam sobie, że siedmiu chłopaków rzuci dalej ode mnie. Koło jest tępe, więc nie ma szaleństwa, jeśli chodzi o prędkość w nim, a większość z tych zawodników rzuca na pełnej prędkości. Nie są techniczni. Będą zatem zwalniać i młoty nie będą latać tak daleko. To było widać w naszej grupie. Byli tacy, co w tym sezonie rzucali po 77 metrów, a w eliminacjach było pięć metrów bliżej. Trzeba brać poprawkę na to, że jest rano. Druga grupa zna już wyniki i wiedzą, ile muszą rzucić, a to może ich spiąć jeszcze bardziej. Uważam, że mój wynik powinien dać mi 9-10 w eliminacjach - mówił Fajdek. - W moich rzutach zabrakło trochę luzu. Technicznie rzuty były nie najgorsze. Zabrakło jednak luzu w trzecim-czwartym obrocie. Gdyby on był, to myślę, że byłoby 77-78 metrów. Na tyle jestem przygotowany. Chcę z Rzymu wyjechać z najlepszym wynikiem w sezonie - dodał. Fajdek przyznał, że ma za sobą bardzo trudne tygodnie. Niedawno przecież 35-latkowi zmarł ojciec i ta rana jeszcze długo będzie się goiła. - To wszystko, co mnie spotkało, jeszcze długo będzie świeżą sprawą. Głowa jednak powoli się przyzwyczaja. Jest coraz lepiej. Układ nerwowy pozwala mi spać w miarę normalnie. Nie muszę już brać tabletek trzy razy w tygodniu. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze - zakończył. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport