Marek Rożej ma już wielkie doświadczenie w lekkoatletyce, choć ma dopiero 48 lat. Był trenerem takich zawodniczek i zawodników, jak: Marta Chrust-Rożej, Joanna Linkiewicz, Rafał Omelko, Jakub Krzewina. Teraz ma gwiazdę w postaci Natalii Bukowieckiej. Każde z tych lekkoatletów na trwale zapisało się w historii polskiej lekkoatletyki, ale zdecydowanie największe sukcesy odnosi Kaczmarek. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Wiele zawodniczek i zawodników prowadziłeś z sukcesami. To oznacza, że potrafisz pracować z różnymi typami zawodników, a to jest chyba cenne? Marek Rożej: - Tak można powiedzieć. Jestem trenerem już od ponad 20 lat. Prowadziłem już zatem mnóstwo zawodniczek i zawodników. Jest w tym wszystkim różnorodność. Dla mnie jest ważne to, że jest ciągłość pracy. Nie ma tak, że jest jeden zawodnik, a potem jest długa przerwa. W swojej karierze ciągle prowadzę lekkoatletów na najwyższym światowym poziomie. Moi zawodnicy zdobywają medale dużych imprez, ale też występują w igrzyskach olimpijskich, co jest na pewno sukcesem dla mnie, jako trenera. Został odkryciem roku w Polsce. Te słowa wywołały poruszenie Marek Rożej: to jeszcze nie jest sufit możliwości Natalii Bukowieckiej Kiedy sam biegałeś, to myślałeś o takich sukcesach w roli trenera? - W życiu. Nie miałem aż takich ambicji. Sam udział w igrzyskach olimpijskich to już jest wielkie wydarzenie dla zawodnika i trenera. I to były chyba mój szczyt marzeń. Jako trener chciałem doprowadzić swoich zawodników do startu w igrzyskach. Zaczęły się jednak cyklicznie pojawiać medale w mistrzostwach Polski, starty w mistrzowskich imprezach i w końcu medale igrzysk, mistrzostw Europy i świata. To zrozumiałe zatem, że te moje ambicje rosły z czasem i z zawodnika na zawodnika. Aż pojawiła się Natalia i dokonała czegoś, o czym nawet nie marzyłem jeszcze kilka lat temu. Macie już wielkie sukcesy na koncie, ale wciąż Natalia jest młodą zawodniczką, a ty młodym trenerem. Co was czeka w przyszłości? - Mam nadzieję, że systematyczny progres Natalii z roku na rok, to jeszcze nie jest jej sufit możliwości. Mam wizję na to, by ciągle ją przesuwać wynikowo. Jeśli tylko nadal będzie chciała ze mną trenować, to przed nią jest jeszcze kilka lat progresji wynikowej. Mam nadzieję, że swoimi biegami da nam jeszcze wiele radości. Natalia wystąpi w sezonie halowym? - Na pewno będziemy trochę inaczej trenować przed tym sezonem. To jest rok poolimpijski, a zatem czas na to, by organizm złapał trochę oddechu i się zregenerował. Chodzi mi o to, by nie było on poddawany takim bodźcom treningowym, jak przez ostatnie trzy lata. To mogłoby dać odwrotny efekt na dłuższą metę, bo organizm też ma granicę wytrzymałości. Gdybyśmy nadal robili wszystko na najwyższych obrotach, to mogłyby się pojawić kontuzje, a tego nie chcemy. Natalia może zatem spodziewać się mniej męczącego treningu. Na pewno jednak popracujemy bardziej nad szybkością. Mimo że Natalia biega świetnie 200 metrów na tle krajowych rywalek, to jednak w porównaniu do najlepszych na świecie w biegu na 400 m, to jednak tutaj najwięcej odstaje od światowej czołówki. Wszystkie dziewczyny, które szybko biegają 400 m, to również szybko biegają 100 i 200 m i na tym polu chcemy popracować. Jeśli poprawi się na 100 i 200 m, to będzie miała większy zapas prędkości i wtedy - mam nadzieję - będzie łatwiej też na 400 m się poprawić. A co startów w hali, to mamy plan, by Natalia wystąpiła w halowych mistrzostwach Europy i pod tę imprezę zaczynamy już przygotowania. W halowych mistrzostwach świata na 90 procent na pewno nie wystąpimy. On są późno, a Natalia pewnie wystąpi - o ile zostanie powołana - na początku maja w World Relays w Chinach. Po tych ostatnich sukcesach dobija się do ciebie wielu sportowców, którzy chcieliby, by prowadził ich taki mistrz? - Na pewno lekkoatleci nie walą do mnie drzwiami i oknami, ale rzeczywiście otrzymuję takie zapytania. To są jednak pojedyncze przypadki. Nie wiem, czy jest większe zainteresowanie w ostatnich latach, bo każdy zdaje sobie też sprawę ze specyfiki mojej pracy. Na co dzień mieszkam we Wrocławiu, ale 300 dni w roku spędzam na zgrupowaniach sportowych. Jeśli chcą przyjść rokujący zawodnicy, to nie powiem, że im odradzam, ale zawsze tłumaczę im to, że zdecydowaną większość roku mnie nie ma na miejscu. Trudno byłoby to wszystko dopilnować, a nie wszyscy mają też taką sytuację materialną, by pozwolić sobie na uczestniczenie w zgrupowaniach z nami. Na tej samej gali Złote Kolce, na której otrzymałem tytuł Trenera Roku 2024, było pożegnanie Joanny Linkiewicz. Teraz będzie pomagała ci w pracy trenerskiej? - Asia szykuje się do swojej pracy zawodowej. Ma bardzo duże chęci, by pozostać w Wojsku Polskim. Niebawem rozpocznie kurs podoficerski. Mam nadzieję, że rozpocznie swoją zawodową karierę. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, ale rzeczywiście jeśli nadal będę tyle wyjeżdżał, to Asia mogłaby pomagać mi z zawodnikami, którzy trenują stacjonarnie we Wrocławiu. Przez ostatnie lata nie tylko prowadziłeś zawodniczki i zawodników, ale byłeś też trenerem męskiej kadry 400-metrowców. Coś się zmieni, bo krążyły plotki, że kobiety się o ciebie dopominają? - Nie. Z kobiecą sztafetą 4x400 metrów na pewno nie będę pracował. Jeśli chodzi o męską sztafetę, to jest reorganizacja. Selekcjonerem sztafety na imprezy docelowe będzie trener główny bloku sprintu i on będzie wyznaczał trenera, który na imprezie będzie się zajmował tą sztafetą. Jeśli chodzi o szkolenie kadrowe, to będę prowadził tylko swoich zawodników, których mam także w klubie. Mam zatem zawężoną grupę. Pracy na pewno nie będzie przez to mniej, ale za to więcej czasu będę mógł poświęcić swoim zawodnikom. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport