- Śledczy nie stwierdzili, by do śmierci biegacza przyczyniły się osoby trzecie. Zostały zlecone szczegółowe badania, m.in. toksykologiczne, a wyniki będą znane za kilka tygodni - powiedział Przemysław Nowak, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej. Mężczyzna zasłabł na mecie biegu. Został przewieziony do szpitala, lecz mimo akcji reanimacyjnej, nie udało się go uratować. Organizatorzy zapewniają, że zabezpieczenie medyczne znacznie przewyższało przyjęte standardy, a akcja ratunkowa została podjęta natychmiast. Tymczasem według relacji świadków, karetka dotarła na miejsce dopiero po około 40 minutach. Z kolei policja twierdzi, że ambulans dotarł po kilku minutach, a o 13.30 był już w najbliższym szpitalu na ulicy Czerniakowskiej. Sprawą zajmuje się prokurator. - Prowadzone jest śledztwo. Przesłuchujemy świadków, sami zgłaszają się kolejni - dodał Przemysław Nowak. W imprezie Biegnij Warszawo wystartowało blisko 12 tysięcy uczestników, co jest rekordem frekwencji w masowym biegu w Polsce. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście prowadzi śledztwo w kierunku art. 155 Kodeksu karnego. Przewiduje on karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 za nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka. Na niekorzyść organizatorów przemawia poniższe zdjęcie, które TVN24 dostał od jednego z widzów. Wynika z niego jasno, że reanimację 37-latka na mecie rozpoczął jeden z biegaczy. Początkowo na mecie nie było przy mężczyźnie karetki.