PAP: Marcin Lewandowski przybył do Moskwy w ostatniej chwili przed startem na 800 m. Miał nie tylko problem z lekko uszkodzonym paszportem, ale również z otrzymaniem rosyjskiej wizy. Jedzie pan na lotnisko Chopina ze spokojem? Tomasz Majewski: - Z absolutnym. Nie chciałbym nigdy przeżyć tego, co Marcin. Na wszelki wypadek dokonałem jeszcze w niedzielne południe przeglądu niezbędnych w podróży dokumentów. Paszport, bez śladów uszkodzenia, mam. Wizę do niego wbitą mam. Bilet Warszawa-Moskwa-Warszawa mam, więc... lecę. W poprzednich mistrzostwach świata w 2011 roku jedyny medal dla Polski zdobył w Korei Południowej Paweł Wojciechowski - złoty w skoku o tyczce. Czy tym razem plon będzie obfitszy? - Na pewno szanse są większe, bo rywalizacja jest... bliżej Polski. To działa na nas lepiej, bo nie musimy się dodatkowo aklimatyzować. Na pewno jest to dla nas wielki plus. Poza tym mamy chyba więcej mocnych punktów. Wcześniej byłem to głównie ja i Piotrek Małachowski. Teraz na pewno on jest lepiej przygotowany ode mnie, a ja startuję z nieco innego pułapu. Jest też Anita Włodarczyk, która ma fajny sezon i parę osób, które mogą powalczyć o medale. To rok poolimpijski, poziom w niektórych konkurencjach jest trochę inny. Naprawdę powinno być lepiej. Mówi pan, że startuje z nieco innego pułapu. - Jestem po dwukrotnej operacji łokcia i okresie rehabilitacji. To wszystko trwało ileś tam dni. A w wyczynowym sporcie jest tak, że nie da się nic przyspieszyć i odrobić straconych dni, w których się nie trenowało. Mam jeszcze zaległości, dlatego realnie oceniam szanse w Moskwie. Moim celem jest walka o brązowy medal. Pchnięcie powyżej 21 metrów. Kto może panu zagrodzić drogę do podium? - Faworytów widzę dwóch. Są nimi Amerykanie Ryan Whiting i Reese Hoffa. A kandydatów ogólnie do medali jest paru, m.in. Niemiec Daniel Storl, który będzie bronił tytułu, a który jest w słabszej formie. Kanadyjczyk Dylan Armstrong, wicemistrz świata, prezentujący równą formę. Są też młodzi zawodnicy, którzy przebili się do szerszej, światowej czołówki i też mogą powalczyć. Są to Ladislav Praszil z Czech i Georgi Iwanow z Bułgarii. Leci z panem do Moskwy rodzina, aby wspierać i dopingować na miejscu? - Nie, jadę na krótko. Poza tym to jest trochę daleko. Nie jadę tam walczyć o złoto, dlatego lecę sam. Rodzina będzie mnie dopingować z Polski. Samotny do końca pan nie będzie, bo kulę pchać będzie także Jakub Szyszkowski. Widzi pan w nim potencjał? - Oczywiście. To jest młody zawodnik, który pobił mój młodzieżowy rekord Polski i jest w tej kategorii mistrzem Europy. Ma już wynik ponad 20 metrów. Niech zobaczy jak wygląda duża seniorska impreza. To szansa na przetarcie się, na naukę. To jest nasz "materiał" na przyszłość. W Moskwie nie będzie kilku znanych zawodników z różnych względów. Wiodącym jest na pewno doping. - Głównie są to wpadki sprinterów, dość czytelne i głośne. Ale to tylko pokazuje, że skutecznie walczy się z dopingiem, że ten system działa coraz lepiej. Nowe testy, które mamy od zeszłego roku, działają dobrze. Myślę, że zadziała system paszportów biologicznych. Mam nadzieję, że to będą czystsze mistrzostwa. Który kraj może zdobyć najwięcej medali? - Największe szanse ma Rosja, bo jest gospodarzem i ma silną ekipę, szczególnie w kobiecych konkurencjach. Oczywiście też Stany Zjednoczone. A dalej jak zwykle Kenia, Etiopia, Wielka Brytania. Chciałbym, żeby zaraz po nich była Polska. Rozmawiała Iwona Krótkiewicz