Rafał Bała: Startujesz w piątek na mityngu Pedro's Cup. Ten mityng został przeniesiony z Bydgoszczy do Łodzi. Czego się spodziewasz po pierwszym starcie?Tomasz Majewski: - Do końca nie jestem pewny, co pokażę. Ale trening nie był zły, już powoli coś zaczyna kiełkować, przypominam sobie, jak to powinno wyglądać startowo. Cieszę się, że będę mógł się zaprezentować w Łodzi naszej publiczności po raz pierwszy w tym sezonie halowym. Liczę na dobry konkurs i dobrą zabawę.Masz dobre wspomnienia z mityngów Pedro's?- Tak, startowałem w nich wielokrotnie. Tylko raz udało mi się wygrać, chciałbym i teraz powalczyć. Zazwyczaj byłem drugi, trzeci. Ale to zawsze była fajna impreza. Duże zasługi tego mityngu w rozwoju polskiego pchnięcia kulą, bo masa gwiazd dzięki niemu pojawiła się w Polsce. Cieszę się, że mamy kolejną edycję i znów kula jest w programie.Okazuje się, że teraz możesz toczyć ciężkie boje z Polakami. Popularność tej konkurencji przyszła wraz z Twoimi sukcesami. Złoto igrzysk olimpijskich w Pekinie, później w Londynie, w międzyczasie też duże sukcesy. No i są młodzi następcy. Konrad Bukowiecki - w tym roku 20,46 m i Michał Haratyk - 20,74 m. Będzie Ci ciężko wygrać z nimi w Pedro's?- No zobaczymy... Rzeczywiście, dożyłem tych szczęśliwych czasów, że mamy bardzo wysoki poziom. Jesteśmy drugą nacją jeśli chodzi o światowe pchnięcie kulą - po Amerykanach. Mamy aż sześciu zawodników pchających ponad 20 metrów i dwóch pchających daleko w tym sezonie halowym. Ja się cieszę, ale to będzie dla mnie pewna nowość. Do tej pory rywalizacja na krajowym podwórku przychodziła mi łatwo. Dożyłem szczęśliwych czasów, gdy będę miał z kim rywalizować na równym poziomie. Chłopaki pchają daleko, a mam nadzieję, że będą pchali jeszcze dalej i że stworzymy dobre widowisko. Nie tylko oni dwaj, jest jeszcze paru, którzy mogą pchnąć 20 metrów. Świetne czasy, bardzo wysoki poziom. Trzeba się będzie spinać i walczyć z młodością! Wydajesz się być smuklejszy, bardziej wyżyłowany. Ale to może tylko złudzenie...- Tak, wiele osób mówi mi, że schudłem, ale ważę tyle samo, co zawsze. Moje wahania wagi są minimalne. Dobrze się czuję, jak na ten moment sezonu halowego wszystko wygląda całkiem nieźle. Oczywiście są błędy, mankamenty w technice. Wszystko staramy się poprawiać i wracać do mojego dobrego rytmu, który kiedyś miałem. Jeszcze dużo pracy przede mnę, temu mojemu pchaniu jeszcze dużo brakuje.Najważniejsza sportowa impreza tego roku to oczywiście igrzyska olimpijskie, ale najważniejsza impreza halowego sezonu dla lekkoatletów to halowe mistrzostwa świata w Portland w drugiej połowie marca. Czy bierzesz pod uwagę taką sytuację, że nie zakwalifikujesz się do tych mistrzostw. Przypomnijmy, że w każdej konkurencji może startować dwóch reprezentantów jednego kraju. Mamy już dwóch kulomiotów, którzy pchają w granicach minimum na mistrzostwa świata.- Oczywiście, w sporcie wszystko jest możliwe. Ale ja się do tych mistrzostw przygotowuję. Mam nadzieję, że pojadę i to nie w roli szarego uczestnika, ale człowieka walczącego o jakieś laury. Liczę na to, że wszystko dobrze przebiegnie i forma będzie nadchodzić w marcu. Te mistrzostwa są dość późno, więc sezon trochę się przesuwa. Na razie mam elementy przygotowań, a forma finalna ma przyjść w najważniejszym momencie, zobaczymy jak będzie.Startowałeś już sześciokrotnie w halowych mistrzostwach świata i masz dwa brązowe medale. Teraz miejsce na podium jest realne? A może siła Amerykanów przed własną publicznością będzie zbyt duża?- Poziom powinien być wysoki, chociaż wielu moich znakomitych kolegów opuszcza te mistrzostwa. Czy to z powodu przygotowań do igrzysk, czy z powodu kontuzji. Na razie tej światowej czołówki brakuje w wynikach. To mogą być mistrzostwa, na których główne role będą odgrywali młodzi zawodnicy. Amerykanie mają bardzo dużo kulomiotów - jeśli nie ten pierwszy garnitur, to są następcy. Oni będą chcieli się pokazać i przebić do reprezentacji. Pod koniec lutego będziemy wiedzieć, kto ostro się przygotował do tych mistrzostw i będzie walczył o medale.