Tuż po ogłoszeniu, że igrzyska olimpijskie w Tokio nie odbędą się zgodnie z planem, Derlys Ayala opublikował w sieci fotografię łydki, na której tuż po uzyskaniu kwalifikacji olimpijskiej wytatuował sobie koła olimpijskie z napisem "Tokio 2020". Fani paragwajskiego biegacza w mig odpowiedzieli na pytanie lekkoatlety, czy ktoś może pomóc mu zmienić rok na 2021. Nie zabrakło twórczych propozycji, a zdjęcie obiegło media na całym świecie. Co ciekawe, Ayala wpadł już na podobny pomysł przed czterema laty, gdy na jego drugiej łydce pojawiło się logo igrzysk w Rio de Janeiro. Wówczas jednak igrzyska odbyły się zgodnie z harmonogramem. "Nawet strona internetowa z Korei Północnej napisała do mnie z prośbą o zgodę na publikację zdjęcia. Nigdy bym nie pomyślał, że to może wywołać takie poruszenie. Wiele osób pytało mnie, czy tatuaż jest prawdziwy. Wysłałem to dla śmiechu, ale potem musiałem powiedzieć ludziom, żeby się na mnie nie denerwowali, bo wiele osób napisało do mnie z pytaniem, jak mogę myśleć o usunięciu tatuażu podczas pandemii" - powiedział Paragwajczyk z rekordem życiowym w maratonie 2:10:27. Biegacz przyznał, że moment uzyskania kwalifikacji na igrzyska jest jednym z najszczęśliwszych chwil w karierze sportowca. Po uzyskaniu wartościowego biletu, z wrażenia ciężko jest spać przez kilka nocy. Jego zdaniem być może trochę się pospieszył, bo większość osób robi sobie podobne malunki na skórze po zakończonych igrzyskach. Nie zamierza jednak usuwać tatuażu. "Wcale nie będę go usuwać, a zaraz po igrzyskach zrobię sobie kolejny tatuaż. Teraz na pewno będę już z tym czekać. Wielu tatuażystów napisało do mnie, oferując jego zmianę. Wysłali mi sugestie, które bardzo mi się podobają, więc mógłbym go zmodyfikować, dodając kilka szczegółów. Nie zmienię jednak 0 na 1" - dodał lekkoatleta. Na szczęście dla Ayali, organizatorzy postanowili nie modyfikować nazwy wielkiego sportowego święta.