Cichocka wróciła do biegania. Ta wiadomość zelektryzowała wszystkich kibiców królowej sportu w połowie lutego, gdy zawodniczka po kilkunastu miesiącach walki z kontuzją stanęła na starcie w mityngu w Glasgow. Wynik 2.40,18 w biegu na 1000 m dał jej czwarte miejsce i jest rekordem życiowym. Mistrzyni Europy z Amsterdamu z 2016 (1500 m) i halowa wicemistrzyni świata z Sopotu z 2014 (800 m) po świetnym sezonie 2017 od 2018 roku walczyła z bólem — nie tylko kolana. W sobotę pewnie zwyciężyła w halowych mistrzostwach Polski w Toruniu na dystansie 1500 m, ale została zdyskwalifikowana za przekroczenie linii. Najważniejsze wydaje się jednak to, że wróciła "do żywych" i zapowiada walkę o udział w igrzyskach oraz kolejne rekordy życiowe. - Dużo przede mną i za mną, ale jak mówi mój trzyletni chrześniak - to nie są przeszkody, to są przygody. Jestem nakręcona na bieganie i cały czas wierzyłam w powrót. Gra jest warta świeczki, bo czuję w sobie mocną siłę wewnętrzną - powiedziała Cichocka. Dodała, że zrobiła wszystko przez blisko dwa lata, aby znów móc rywalizować na wysokim poziomie. Znalazła doktora w Monachium i tam lata regularnie, żeby się leczyć. - Nawet jeżeli wszystko będzie dobrze, super, extra, to pojadę do tej kliniki na kontrolę przed igrzyskami. Ten lekarz to nie tylko świetny fachowiec, ale i wspaniały człowiek. Mówi do mnie: "Angie, ty będziesz biegać. Igrzyska są w zasięgu, są twoje". To mnie dodatkowo pozytywnie nakręca - podkreśliła Cichocka. Stwierdziła, że bardzo destrukcyjne dla jej głowy było wcześniejsze zamieszanie i dziesięć różnych diagnoz, bo w pewnym momencie sama nie wiedziała już, co ma leczyć. Pytana o zamieszanie wokół teamu trenera Tomasza Lewandowskiego, do którego należała, biegaczka podkreśliła, że trwają nadal rozmowy pomiędzy szkoleniowcem a PZLA. - Ja patrząc na to całe zamieszanie, miałam już dosyć wspinania się na górę i spadania z niej, więc zdecydowałam się trenować pod okiem swojego męża Tadeusza Zblewskiego (byłego biegacza - przyp. red.). To on był najbliżej i najbardziej wspierał mnie w najtrudniejszym momencie - przyznała. Pytana o to, czy chodzi głównie o zaufanie, stwierdziła, że jest osobą niezwykle emocjonalną. - Oddaję całe swoje serce na bieżni — tak podczas zawodów, jak i na treningach. Gdy dzieje się coś poza moją kontrolą, to bardzo mnie to osłabia. Podniosłam się po tym wszystkim i podjęłam decyzję, że więcej nie chcę dostawać po głowie, ale spokojnie przygotowywać się do igrzysk. Jeżeli będę zdrowa, będę szybko biegała. To prosty schemat - wskazała. Treningi z mężem oparte będą na jej doświadczeniu i odczuciach. W jej ocenie kontuzje znakomicie uczą czucia organizmu. - Pracowałam nad mnóstwem elementów przez te dwa lata. Zasuwałam ciężko, ale nieco w innym kierunku, bo nie mogłam robić kilometrów. Nauczyłam się jednak słuchać swojego ciała - przyznała. Cichocka sama sobie zadaje pytanie o to, na co będzie ją stać w sezonie letnim. - Celem jest jednak przede wszystkim to, żebym była zdrowa. Ja nie spalam się podczas najważniejszych startów. Kiedy wszystko wokół jest ok, daję się z siebie maksimum. Chcę zbliżyć się do swoich "życiówek", a nawet je poprawić. Może ta przerwa zadziałała na mnie budująco? Była długa, ale pracowałam nad sobą i sądzę, że to zadziała na plus - podsumowała jedna z najlepszych polskich biegaczek na średnich dystansach w ostatniej dekadzie. Tomasz Więcławski