Róża Kozakowska wygrała w piątkowy wieczór konkurs rzutu maczugą na igrzyskach paralimpijskich w Paryżu. Polka w imponujący sposób obroniła tytuł z Tokio, już w pierwszej próbie osiągając aż 31,30 m, co oznaczało nowy rekord świata. Nasza rodaczka wystartowała w kategorii F32, obejmującej sportowców, którzy borykają się z umiarkowanym lub znacznym napięciem mięśniowym, przez co mają ograniczony zakres kontroli ruchu wszystkich kończyn. Nasza rodaczka przeżyła niekończącą się emocjonalną kolejkę górską. Po rekordowym rzucie poczuła ogromny ból - jak się okazało, bark wypadł jej ze stawu. - Ból był potworny. Wiem o bólu wszystko, ale ten nawet mnie zaskoczył. (...) Gdybym wiedziała, że pobiłam rekord świata, to już bym się na to nie targnęła. I ręka znów wyleciała z barku. Gdyby nie skóra, pewnie poleciałaby razem z maczugą - mówiła, cytowana przez Michała Pola. To Brazylijczycy złożyli protest przeciwko Róży Kozakowskiej. Polacy się odwołują Jak się okazało, kontuzja nie była jej jedynym problemem. Po północy organizatorzy igrzysk poinformowali, że 35-latka została zdyskwalifikowana. Sędziowie przychylili się do protestu złożonego przez Brazylijczyków. Przy takim obrocie spraw nową mistrzynią ogłoszono Tunezyjkę Marouę Ibrahmi, srebro trafiło do Parastoo Habibi z Iranu, a brąz dla właśnie Brazylijki Giovanny Boscolo. Działacze z kraju kawy mieli więc w tym wszystkim swój interes. Media z tamtego kraju informowały, że oprotestowano krzesło Kozakowskiej, z kolei Michał Pol donosi o rzekomej nieprawidłowości w poduszce znajdującej się pod głową zawodniczki podczas zawodów. Jak dodaje dziennikarz, polski obóz złożył apelację od tej decyzji sędziów. Komisja odwoławcza ma go rozpatrzeć po godzinie 9:00.