To wszystko, co się wydarzyło na bieżni w Stambule, zdaniem Czykiera było konsekwencją tego wszystkiego, co w jego życiu wydarzyło się na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy. - Przygotowania były przerywane chorobami. Ostatni dobry test zrobiłem w grudniu na obozie w Monte Gordo, a później tylko problemy. W efekcie pojawił się brak pewności siebie, więc gdy trzeba było pobiec ze stawką i spisać się bardzo dobrze, wkradły się błędy. W efekcie żegnam się już po eliminacjach - kręcił głową podwójny rekordzista Polski na stadionie i w hali. Damian Czykier: Złapałem taki dołek, że nie potrafiłem nawet podnieść sztangi Pierwszy błąd, który w zasadzie już wyeliminował Czykiera z walki o czołowe pozycje, pojawił się na drugim płotku. - Zahaczyłem w niego, przez co złapałem gorszy rytm, a konsekwencją było porządne uderzenie w trzeci płotek. To totalnie skreśliło mi w walce o cokolwiek - opowiadał nasz olimpijczyk. Można było odnieść wrażenie, że sportowiec próbował zapanować nad emocjami, ale tę kwestię wyjaśnił bardzo szczegółowo. - Mistrzostwa Polski dały mi złudną nadzieję, że ten sezon jeszcze uda się uratować, ponieważ prosto po chorobie złapałem superkompensację i strzał. Niestety pięć dni później złapałem taki dołek, że nie potrafiłem nawet podnieść sztangi, była tylko równia pochyła. Dlatego zdążyłem się mentalnie nastawić, że tutaj może być różnie - przyznał zawodnik KS Podlasie Białystok. Nic dziwnego, co potwierdził sam Czykier, że jeszcze we wtorek ważyła się decyzja, czy w ogóle poleci do Stambułu. - Znacie mnie, zawsze walczę do końca. Kto wie, a może dziś trafiłby się dobry dzień, jutro też i w jakiś sposób "wkradłbym" się w finał, czy medal - zaczął odpowiedź. Dopytany przez dziennikarza Interii, czy inni utwierdzali go w tym i zachęcali, aby podjął ryzyko, czy wręcz był jedynym przeciwko wszystkim, na wstępie głośno się roześmiał. I znów zaczął precyzyjnie przedstawiać sytuację. - Różnie, różnie. Pamiętam, że trener trochę wkurzył się na mnie, po tym jak sam we wtorek zacząłem trochę marudzić. Nie miałem psychicznego problemu, ale tak się czułem. Po prostu przyszedł taki "zjazd", nie dałem rady zrobić treningu i wtedy trener powiedział do mnie, iż nie wie, czy będę mentalnie gotowy, żeby tu walczyć. Odpowiedziałem, że jestem walczakiem i dam radę. Tak że wywiązała się może taka mała sprzeczka - podsumował. Artur Gac ze Stambułu