Jakub Szymański, wicemistrz Europy z zeszłego roku, swój rekord Polski ustanowił równe dwa tygodnie temu w Düsseldorfie - uzyskał wtedy czas 7.47 s, o jedną setną przebił osiągnięcie Damiana Czykiera sprzed dwóch lat. A później dwukrotnie, w Toruniu i Lievin, uzyskał czas 7.48 s, czyli tyle, ile wynosił poprzedni rekord kraju. Co łączyło te wszystkie biegi? Praktycznie żaden nie był idealny, a to szwankowało wyjście z bloków, a to trącał płotki, a to - jak w Niemczech - źle rzucił się na metę, za szybko. Ze spokojem z tego swojego życiowego osiągnięcia mógłby urwać jeszcze kilka setnych. To miało nastąpić właśnie w niedzielę, w finale mistrzostw Polski. Jakub Szymański najgorzej wyszedł z bloków, na mecie był pierwszy. A za jego plecami koledzy walczyli o HMŚ Z planów jednak niewiele wyszło - Szymański miał fatalną reakcję startową (0.227 s), narzekał później na pracę startera. Do tego źle dobiegł do pierwszego płotka, mocno w niego uderzył. Wtedy prowadził Krzysztof Kiljan, faworyt musiał gonić kolegę z kadry. Co zresztą dość szybko nastąpiło, 21-latek z SKLA Sopot ma takie przyspieszenie, o którym rywale mogą tylko pomarzyć. Wyprzedził Kiljana, a ten do samej kreski bronił się przed atakami Damiana Czykiera. Skutecznie - uzyskał czas 7.59 s, pobił rekord życiowy. Doświadczony Czykier był trzeci - przegrał wicemistrzostwo o jedną setną. Szymańskiemu zaś zmierzono 7.50 s - jak na tak poważny błąd na starcie, wynik niemal znakomity. Potwierdzający tylko, że mamy już lekkoatletę z ogromnym potencjałem, mogącego powalczyć o medale w zmaganiach halowych na świecie. W kraju zdobył złoto po raz trzeci z rzędu, ale gdy w TVP Sport zobaczył powtórkę biegu, nie mógł uwierzyć. - Nie mogę na to patrzeć, start z bloku zabrał mi rekord Polski na tych mistrzostwach, a chciałem tego dokonać - mówił przed kamerą. I zaznaczył: - Początek do zapomnienia, zahaczyłem pierwszy płotek, gdzie prędkość jest najmniejsza, a więc to najbardziej newralgiczny moment. Jak się dobrze wystartuje, to później idzie już jak z nut. A jak muszę gonić, to dochodzą nerwy i usztywnienie. Śmiało można tu było dodać cztery setne - analizował. Dla Szymańskiego kluczowy start nastąpi jednak dopiero za dwa tygodnie - w Glasgow. Sam zresztą o tym mówi. Dwa lata temu do Belgradu pojechał jako junior, zebrał doświadczenie. - Wtedy zabrakło mi dwóch setnych do finału, dopiero się uczyłem. Teraz jadę jako doświadczony zawodnik, mimo że dopiero jedne halowe mistrzostwa świata są za mną. Nie boję się biegać z najlepszymi, śmiało mogę celować w finał. A tam wszystko może się zdarzyć - przyznał. Pytanie, który z kolegów z kadry będzie mu towarzyszyć w Glasgow - Kiljan czy Czykier. Miejsce jest jeszcze tylko jedno, a minimum wypełnili dziś obaj.