Przypomnijmy, że w czasie igrzysk olimpijskich w Paryżu Aleksander Matusiński, trener naszej kadry na 400 metrów, nie mógł skorzystać z dwóch najlepszych lekkoatletek w sezonie. Natalia Kaczmarek walczyła o medal na 400 metrów (zdobyła zresztą brąz - przyp. TK) i nie była brana pod uwagę w eliminacjach. Z kolei przed finałem sztafety mieszanej kontuzji nabawiła się Marika Popowicz-Drapała. Białystok gospodarzem lekkoatletycznych mistrzostw Polski "Skończyła się nasza medalowa passa, która trwała latami. Nie można jednak żyć przeszłością" Po występie w Paryżu wiadomo jedno. Musimy się przyzwyczaić do tego, że przez najbliższe lata nasze panie może będą biegały w finałach wielkich imprez, ale zdobywanie medali wcale nie będzie już takie oczywiste. Pewna epoka na 400 metrów już się skończyła. Matusiński przyznał jednak, że mamy utalentowaną młodzież i ona za kilka lat może dać nam powody do radości. A czy on sam nadal będzie zarządzał kadrą? O tym opowiedział w rozmowie z Interia Sport. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Od igrzysk olimpijskich w Paryżu minęło już trochę czasu. Był zatem czas na spokojną analizę tego wszystkiego, co tam się stało. Pojawił się jakiś konflikt w kadrze pomiędzy starszyzną a młodszymi zawodniczkami? Aleksander Matusiński: - W sporcie mogą się dane osoby ze sobą nie lubić, ale w momencie startu zapominamy o tym wszystkim i każda z zawodniczek robi to, co do niej należy. A przynajmniej powinna startować na swoim poziomie po to, by cała drużyna osiągnęła sukces. Tak do tego trzeba podchodzić, a nie na zasadzie, czy ktoś kogoś lubi, czy nie. Pojawił się też temat złego doboru składu sztafety? - O tym, czy to był dobry, czy zły wybór dowiadujemy się tak naprawdę po biegu. To jest tak zwany czynnik ludzki. Przed biegiem też nie jesteśmy w stanie w stu procentach, co dana zawodniczka, czy przeciwnik, zrobi. Gdybyś jeszcze raz miał wybierać skład na eliminacje sztafety w Paryżu, to zmieniłbyś coś? - Oczywiście. Znając wyniki na poszczególnych zmianach i styl, w jakim pobiegły poszczególne zawodniczki, to zmieniłbym ten skład. Bez tych danych po biegu, to jednak wystawiłbym ten sam skład. Zawodniczki były przygotowane na ten bieg i doskonale wiedziały, która ewentualnie zastąpi kontuzjowaną Marikę Popowicz-Drapałę. Wiedziały też, na jakich zmianach będą biegały. Były zatem przygotowane na wersję A i B. Marika Popowicz-Drapała miała być jednym z filarów tej sztafety. Niestety w Paryżu walczyła z kontuzją. To był uraz, jaki pojawił się jeszcze przed igrzyskami? - Marika była świetnie przygotowana do tych igrzysk. Doskonale pobiegła eliminacje sztafety w mikście. Kontuzję odniosła dopiero przed finałem sztafety mieszanej. Bieg bez niej to było jednak bardzo dużo osłabienie, choć Alicja Wrona-Kutrzepa, która za nią wskoczyła, pobiegła bardzo dobrze na swojej zmianie. Bieg sztafetowy kobiet potoczyłby się na pewno inaczej, gdyby Marika mogła biegać. Sztafeta miała być ustawiona od najmocniejszej zawodniczki, czyli od Justyny Święty-Ersetic i potem miała biec Marika. One miały wyprowadzić sztafetę na wysokie miejsce, by było płynne bieganie. To była dla nas bardzo trudna sytuacja, bo wypadły nam ze składu dwie bardzo dobre zawodniczki. Natalia Kaczmarek szykowała się do walki o medal na 400 metrów, a Marika, która była drugą najlepszą zawodniczką po Natalii, zmagała się z kontuzją. Startowaliśmy zatem trzecią, czwartą, piątą i szóstą zawodniczką mistrzostw Polski. Wystawiłem najlepsze lekkoatletki na dany moment. Niestety nie wszystkie zawodniczki sprostały presji igrzysk. Przeżywałeś po igrzyskach to, co się stało? Z drugiej strony nawet obecność Natalii Kaczmarek i Mariki Popowicz-Drapały nie pozwoliłaby nam też chyba na walkę o medal? - Jak policzyłem sumę czasów indywidualnych i zakładałem optymalne wersje, to moglibyśmy być w finale co najwyżej na szóstym miejscu. O medalu mogliśmy tylko pomarzyć. Świat nam uciekł. Poziom pozostałych sztafet był bardzo wysoki. Nam z kolei brakowało takich zawodniczek, jak Gosia Hołub-Kowalik, czy Iga Baumgart-Witan, które biegały na lotnych zmianach poniżej 50 sekund. Teraz dziewczyny biegają na nich między 51 a 52 sekundy. To jest za wolno, jeśli chodzi o współczesny poziom. Oczywiście te dziewczyny są młode i perspektywiczne. Ciągle robią postęp, ale to jest wciąż za wolno. Jedynie Justyna w eliminacjach sztafety pobiegła 50,41 sek., ale daleko zmieniała i musiała wymijać rywalki. Traciła zatem energię i czas. Czeka nas przebudowa tej sztafety. Wiemy, w jakim jesteśmy momencie. Nie zapominajmy też, że ta sztafeta zajęła dziesiąte miejsce. Skończyła się nasza medalowa passa, która trwała latami. Nie można jednak żyć przeszłością. Myślę, że w przyszłości ta sztafeta będzie mogła biegać w finałach, ale potrzebujemy też przełomu wśród młodzieży. Dlaczego świat nam tak uciekł w ostatnich latach? - Mamy taki, a nie inny materiał ludzki. Nie każdy rodzi się mistrzem i zdobywa medale olimpijskie. Na pewno mamy wiele utalentowanej młodzieży. To pokazują imprezy w młodszych kategoriach wiekowych. Potencjał jest dużo większy od tego, jaki miały: Justyna, Iga, Gosia, czy nawet Natalia. Ta ostatnia w wieku naszej młodzieży biegała trzy sekundy wolniej niż one teraz. Trzeba poczekać i zobaczyć, jak one się rozwiną. Będziesz dalej prowadził kadrę? - Na razie jestem wytypowany jako trener kadry. Kolejny rok zapowiada się na jeszcze trudniejszy, bo jest sporo imprez. Będziemy przygotowywać się do sezonu halowego. Jeśli będzie wysoki poziom sportowy, to zdecydujemy się na starty w hali, jeśli nie, to będziemy przygotowywać się do lata. Mistrzostwa świata są dopiero w połowie września. Czeka nas zatem długi i ciężki sezon. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport