Ethan Katzberg w ubiegłym roku sensacyjnie został mistrzem świata w Budapeszcie, wygrywając konkurs rzutu młotem. Teraz z przytupem rozpoczął olimpijski sezon. Już w pierwszym starcie w sezonie wyraźnie pobił rekord życiowy. Ustanowił rekord Ameryki Północnej i uzyskał najlepszy wynik w tej konkurencji od 16 lat. Kanadyjczyk wygrał w Nairobi z wynikiem 84,38 m. To dalej od rekordu Polski Pawła Fajdka - 83,93 m. 22-latek miał imponującą serię (81,79-82,06-x-81,50-84,38-83,26). W każdej mierzonej próbie uzyskiwał wynik lepszy od rekordu życiowego z Budapesztu - 81,25 m. 84,38 m w rzucie młotem. Polscy giganci w cieniu wielkiego mistrza świata Paweł Fajdek znokautowany. "Dostał prztyczka w nos, ale stać go na rzucanie grubo ponad 80 metrów" Katzberg zlał naszych wielkich mistrzów tej konkurencji. Drugie miejsce w zawodach zajął Ukrainiec Mychajło Kochan - 80,76 m. Trzeci był mistrz olimpijski Wojciech Nowicki - 79,14 m, a zaraz za nim uplasował się Fajdek - 75,82 m. Ten ostatni, pięciokrotny mistrz świata, został wprost znokautowany, bo przegrał z Katzbergiem o ponad osiem metrów. Szymon Ziółkowski, trener Fajdka, powiedział w rozmowie z Interia Sport, że jego zawodnikowi ten konkurs po prostu nie wyszedł, bo w tym sezonie jest on gotowy na bardzo dalekie rzucanie. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Wyrasta nam hegemon w rzucie młotem? Jest pan zaskoczony tym, co pokazał Ethan Katzberg? Szymon Ziółkowski: - Do hegemonii to chyba jeszcze daleka droga. W swojej karierze sportowej widziałem wiele dziwnych wyników. Pożyjemy, zobaczymy. Na pewno Katzberg wystartował fantastycznie. Oglądałem jego rzuty, ale wpadłem w zachwyt. Nie widziałem, by był jakoś wyjątkowo szybki, bo w kole zdecydowanie szybszy był od niego Japończyk Koji Murofushi. Na pewno jednak rzuca luźno i bardzo skutecznie. To trzeba przyznać. To jest bardzo młody zawodnik i zobaczymy, jak ta jego kariera będzie się rozwijała. Rok olimpijski zaczął się z przytupem, bo przecież rekord świata w rzucie dyskiem ustanowił Mykolas Alekna. Za moment o to samo postarał się Armand Duplantis w skoku o tyczce. Sezon olimpijski ma to do siebie, że trzeba być w nim na wysokich obrotach. Na tych największych oczywiście w czasie samej imprezy, ale tak naprawdę przez cały sezon trzeba w miarę nieźle wyglądać? - Trudno jest jednak utrzymywać wysoką formę przez wiele miesięcy. W tym roku planuje on jeszcze kilka startów w Europie, bo ma wystąpić w Memoriale Janusza Kusocińskiego (18 maja - przyp. TK). Tam spotka się kolejny raz z naszymi zawodnikami. Zobaczymy wtedy, jak to będzie wyglądało. Od startu w ubiegłym roku na "Kusym" poprawił się o osiem metrów. Jak zachowa ten progres, to możemy się spodziewać grubych wyników. Rekord świata (86,74 m Jurija Siedycha - przyp. TK) może być zagrożony? - Rekord świata kiedyś na pewno zostanie poprawiony. Nie wiem, czy akurat przez Katzberga. Wciąż do tego rekordu świata jest jeszcze kawał drogi. Pamiętam rok 2003 i Murofushi'ego, który w Pradze rzucił 84,86 m. Wtedy nikt nie mówił o tym, że rekord świata jest zagrożony. Kiedyś myśleliśmy o tym, że o ten rekord świata może pokusić się Paweł Fajdek. On jednak pod 84 m rzucał prawie dziewięć lat temu. W Nairobi dostał lanie od Katzberga. Pisał jednak, że Kenia mu nie leży i że na treningach wyglądało to zupełnie inaczej. Rzeczywiście ten start po prostu mu nie wyszedł? - Zdecydowanie Pawłowi ten start nie wyszedł. Takie wyniki, jakie utrzymał w kole w Nairobi, czyli w granicach 76 m, to były najsłabsze rezultaty na treningach. Dlatego ten start nie jest dla mnie żadną informacją na temat tego, co zrobiliśmy przez kilka ostatnich miesięcy. Paweł jest zdrowy i jest dobrze przygotowany. Mam nadzieję, że udowodni to już za chwilę w kolejnych startach. 16 maja pojawi się w Montreuil, a dwa dni później w Chorzowie. Na pewno Paweł dostał w Nairobi prztyczka w nos, bo od gówniarza dostać osiem metrów w bezpośredniej rywalizacji, to nie jest nic miłego. Sam takie coś przechodziłem, tylko z rąk Pawła. Zdaję sobie zatem sprawę z tego, że nie jest to komfortowa sytuacja. Być może będzie to zatem kolejna motywacja do tego, by dołożyć jeszcze w sezonie coś ponad normę. Mówił pan, że Paweł w końcu jest zdrowy. Miał zatem trochę czasu na spokojny trening. Można zatem powiedzieć, że to najlepszy Paweł Fajdek w ostatnich latach? - Na pewno jest dużo lepiej przygotowany, niż w roku ubiegłym. Nie ma w ogóle co tego porównywać. Stać go, na tę chwilę, na rzucanie grubo ponad 80 m. Nie pokazał tego w Kenii. Z kilku powodów. Nie chcę się doszukiwać i nie chcę go rozliczać już po pierwszym starcie, bo byłoby to niestosowne. Ten wynik, to efekt męczącej podróży i zmęczenia po obozie. Złożyło się na niego wiele czynników. Poza tym coś mu tam mu nie odpowiadało, a Paweł jest takim zawodnikiem, któremu czasem przeszkadza duperela w tym, by rzucać daleko. Było, minęło. Trzeba zabrać się do dalszej pracy. Od piątku zaczynamy zgrupowanie w Spale. Patrząc na początek sezonu i na to, że nie wszyscy jeszcze rzucają daleko, to zapowiadają się prawdziwe bomby w rzucie młotem? - To będzie bardzo mocny sezon. Pytanie tylko, jak mocne z tego wszystkiego wyjdą igrzyska olimpijskie? Pamiętam, że jeszcze jak byłem zawodnikiem, to sezony były bardzo mocne, wyniki kosmiczne, a przychodziła impreza mistrzowska i albo się wszyscy wystrzelali, albo nie wytrzymali napięcia psychicznego, jakie jest z tym związane. Ostatnimi czasy coraz więcej zawodników uzyskuje swoje najlepsze rezultaty na imprezie mistrzowskiej. Oby tak było też tym razem. Nam też zależy na tym, by ta konkurencja zyskiwała w oczach kibiców i włodarzy World Athletics. Takie osoby, jak Katzberg na pewno pomagają. Oby to szło zatem do przodu, ale na samych igrzyskach mógłby jednak trochę zluzować (śmiech). Paweł Fajdek ma specyficzne podejście do mistrzostw Europy. Wystąpicie zatem w Rzymie? - Jedziemy. To będzie dla nas normalny element przygotowań do igrzysk olimpijskich. W tym sezonie mamy zbyt wiele startów, więc trzeba korzystać z każdej okazji. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport