Tak naprawdę Ewie Swobodzie złoty medal mógłby zabrać tylko jakiś wielki pech - falstart czy kontuzja. Bez względu na czas reakcji startowej, sprinterka AZS AWF Katowice od razu uzyskiwała ogromną przewagę nad rywalkami. Już w eliminacjach nie zastosowała taryfy ulgowej - przebiegła 60 metrów w 7,14 s. W finale ten dystans pokonała jeszcze szybciej - dokładnie w 7,10 s. Kolejną na mecie Kryscinę Cimanouską wyprzedziła o 15 setnych, trzecia Martyna Kotwiła straciła 0,18 s. Najlepsza polska sprinterka przegrała zakład. Zabrakło aż ośmiu setnych sekundy! W tym roku Swoboda tylko dwukrotnie pobiegła sprint szybciej - trzy tygodnie temu w Karlsruhe uzyskała w eliminacjach i finale 7,09 s. To różnica niby niewielka, ale patrząc na zeszłoroczny rekord Polski z Torunia, a ten wynosi 6,99 s, jest co poprawiać. Tyle że później 25-letnia zawodniczka mocniej trenowała, wyniki w kolejnych zawodach były znacznie gorsze. Ale też - z rywalizacji na rywalizację, coraz lepsze. - Myślę, że pomalutku wszystko idzie do przodu i te czasy są lepsze. Może to nie jest jeszcze to, co bym chciała mieć, a na dodatek przegrałam zakład - mówiła w TVP Sport po odebraniu złotego medalu. Założyła się bowiem z Pawłem Wiesiołkiem, że uzyska lepszy rezultat na 60 m niż on w siedmioboju. Lekkoatleta Warszawianki poprzeczkę zawiesił dość wysoko - w porannych zmaganiach przebiegł sprint w 7,02 s. Swoboda się do tego rezultatu nie zbliżyła - może uda się jej to w Stambule. Ewa Swoboda w dobrym humorze: "Schudłam i potrenowałam" Najlepsza polska sprinterka jest pełna optymizmu przed mistrzostwami Europy, w których chciałaby wywalczyć medal. - Cieszę się, że wszystko idzie do przodu. Jeszcze przystanek w Birmingham, później mistrzostwa w Turcji. Schudłam, potrenowałam i jest OK. Jeszcze tylko paznokcie zrobię i mogę startować - śmiała się wicemistrzyni Europy z Monachium w sztafecie 4x100 m.