Nasza czwórka, w której obok Swobody znalazły się Magdalena Stefanowicz, Kristina Cimanouska i Magdalena Niemczyk stała przed trudnym zadaniem. Z mocno obsadzonego biegu w którym były m.in. Amerykanki bezpośredni awans uzyskiwały tylko trzy ekipy. Dwie kolejne mogły awansować z czasem. I przynajmniej ten cel wydawał się mimo wszystko być w zasięgu. Dlatego ze zdziwieniem można było obserwować to, co działo się na ostatnich metrach. Przejmująca pałeczkę od Stefanowicz Swoboda pobiegła zaskakująco wolno - międzyczas 10,20 był "dopiero" czwartym wynikiem zmiany, a łączny rezultat nie pozwolił na zajęcie pozycji, dającej prawo choćby awansu z czasem. Pachniało rozczarowaniem, lecz 27-latka szybko nakreśliła kulisy swojego występu, wlewając jednocześnie w serca fanów sporo nadziei. Tak "Wybrzeżanka" przeszkadzała Swobodzie Okazało się bowiem, że "Wybrzeżanka", jak Swoboda określiła rywalkę z Wybrzeża Kości Słoniowej, w trakcie biegu nieustannie trącała Polkę, wybijając ją z rytmu. Ewa zapowiedziała przy tym, że całą sytuację prawdopodobnie trzeba będzie oprotestować. To mogło oznaczać podwójny zysk - nie tylko wykluczenie rywalek i tym samym awans w klasyfikacji, ale również - być może - "warunkowy" awans do finału, bo całe zamieszanie sprawiło przecież, że liderka kadry biegła grubo poniżej możliwości, a końcowy wynik mógł być zupełnie inny niż przeciętne 42,86. Sukces okazał się połowiczny - co prawda Iworyjki zostały zdyskwalifikowane (nie do końca wiadomo, czy na skutek naszego protestu, czy "samodzielnej" interwencji sędziów), lecz Polek do finału warunkowo nie dopuszczono. Awans z czasem okazał się niemożliwy - drugi bieg eliminacyjny był zdecydowanie szybszy.