25-letnia Ewa Swoboda w Turcji wywalczyła już trzeci w karierze medal halowego czempionatu Starego Kontynentu. W hali Atakoy Atletizm Salonu powtórzyła ten sam sukces, który padł jej łupem już w 2017 roku w Belgradzie. Finał był fantastyczny, mistrzyni Mujinga Kambundji niesamowita, a w tym wszystkim czołową rolę po raz kolejny odgrywała biegaczka z Żor. Ewa Swoboda zniesmaczona! "Tak mogą gwizdać na swoje kobiety" Swoboda w finale czasem 7.09 wyrównała swój najlepszy wynik z tego sezonu i uplasowała się tuż za fantastyczną Szwajcarką. W rozmowie z Interią opowiedziała, jak wyglądała jej droga do tego sukcesu. - Na początku było w porządku, a potem, jak to powiedzieć ładnie, żeby nie przekląć... Po prostu trochę się zjechało. Raz było 7.14, 7.18, 7.20, więc to wszystko było nie takie, jak chciałam. Dlatego powiedziałam sobie: "nie startuję w Madrycie, nie startuję w Birmingham. Trzeba po prostu dotrenować, dokręcić śrubę". I, jak widać, to się udało. Jak zaczęłam, tak skończyłam. Oczywiście mogło być lepiej, średnio cieszy mnie czas, ale na mistrzostwach Europy biega się na miejsca - mówiła Swoboda. Jak się okazuje jednak, nie wszystko w Stambule jej się podobało, o czym opowiedziała w rozmowie ze Sport.pl. - Było miło, nie było tak źle, jak się spodziewałam. Troszeczkę mi się nie podobały niektóre zachowania Turków, ale ogólnie było fajnie, nie ma co narzekać, zawsze mogło być gorzej - powiedziała sprinterka. - Jak przechadzaliśmy się z Pawłem Skrabą i z Michałem Kozłowskim przez miasto, to było czuć, że cały czas na nas patrzą, a niektórzy gwizdali. Nie podoba mi się coś takiego. Tak sobie mogą gwizdać na swoje kobiety, my mamy inną kulturę. To nie było przyjemne - precyzowała.