Justyna Święty-Ersetic była czwarta w swoim biegu eliminacyjnym na 400 metrów w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Czas 50,95 sek. wystarczył tylko do repesaży. Pięć lat temu taki wynik dawał awans do finału mistrzostw świata. To tylko pokazuje, jak wzrósł poziom w tej konkurencji. Nasza sprinterka chce wystąpić w repesażu, choć ma już za sobą trzy biegi w nogach. Mistrzyni olimpijska zeszła z bieżni. A Natalia Kaczmarek pobiegła po swoje Justyna Święty-Ersetic najszybsza od dwóch lat Wynik 50,95 sek., ale brak awansu do półfinału. Po raz pierwszy od dwóch lat złamałaś 51 sekund. I to jest chyba powód do zadowolenia? - Nie do końca się cieszę. Dlaczego? - Fajnie byłoby awansować jednak do tego półfinału. Nie ukrywam, że liczyłam na więcej. Widziałam, jaką pracę wykonałam na treningach. Czysto matematycznie spina się to na jeszcze lepszy rezultat. Z jednej strony jestem zadowolona, bo po raz pierwszy od dawna pokonałam granicę 51 sekund. Widać zatem to, że wracam na dobre tory. Jednak czuję też niedosyt. Patrząc jednak na twoją drogę w ostatnich miesiącach, to chyba można mówić o czymś niesamowitym? - Wiem, przez co musiałam przejść w ostatnim czasie i wiem, ile mnie to wszystko kosztowało. Dlatego cieszę się, że jestem w tym miejscu. Udowodniłam, że wciąż mogę szybko biegać. Nie rzucałam słów na wiatr. Jestem realistką i wiem, na co mnie stać. Nie składam jednak jeszcze broni i powalczę w repesażu. Mam nadzieję, że uda się jeszcze urwać z tego wyniku. Justyna Święty-Ersetc: Nie umiem tak. Nie akceptuję tego Jednak postarasz się pobiec? A może po prostu tylko staniesz na starcie, a potem oszczędzisz siły na sztafetę? - O to chodzi, że ja tak nie umiem. Patrząc na listy startowe, w żaden sposób nie mogłam myśleć o przejściu eliminacji. Nie ukrywam, że część ludzi pytała się mnie, czy odpuszczę już w tej fazie. Ja tak jednak nie umiem. To są w końcu igrzyska olimpijskie. A jak oceniasz repesaże? - Nie podoba mi się to. Mam nadzieję, że jak najszybciej zostanie usunięte z programu. To są igrzyska i tu każdy powinien starować z dumą i z całych sił, a nie przetruchtać sobie eliminacje, bo są repesaże. Mnie się to nie podoba. Nie akceptuję tego. Nie jestem za tym i sama nie chciałam tak zrobić. Pytam o te repesaże, bo u mężczyzn było wiele rezygnacji ze startu w nich. To nie wygląda zbyt poważnie na igrzyskach? - Wymyślili głupotę. Mam nadzieję, że po tych igrzyskach bardzo szybko się z tego wycofają. Jesteś dzielna, skoro dzień po dniu chcesz wystąpić na 400 metrów, mając już dwa biegi w nogach? - Nie obiecuję zatem wyniku, ale chcę wystartować. Jestem na to gotowa. Moja sportowa ambicja wymaga od tego. To dla mnie teraz frajda, kiedy znowu startuję na takim poziomie. Był taki moment w tym sezonie, kiedy pomyślałaś, że nie dotrwasz do tych igrzysk? - Wystarczy wrócić do pierwszego startu w Chorzowie. Tam 18 maja pobiegałam 53,68 sek. Byłam tam ogromnie rozczarowana wynikiem. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Może zjadł mnie stres. Może była za duża presja. Może za bardzo chciałam. Nie poradziłam sobie z oczekiwaniami. To się odbiło na kolejnych startach, bo brakowało mi wiary w siebie. Potrafiłam jednak wyjść z tego stanu. Dużo dały mi Bahamy, gdzie mogłam się sprawdzać. I tyk - bardzo powoli - wróciłam na poziom sprzed moich kłopotów. Skąd wzięłaś na to siłę? - Musiałabym tu użyć niecenzuralnych słów. To chyba przez mój trudny charakter. Po prostu jestem walczakiem. Pomimo tego, że powtarzam sobie, że już mi się nie chcę i że jestem za stara, budzę się jednak kolejnego dnia i znowu staję do walki. Miałam też wokół siebie mnóstwo życzliwych osób. Twój występ napawa optymizmem. Na co stać waszą sztafetę? - Wszyscy już skreślili naszą sztafetę. Podobnie, jak miksta. Zawsze pokazywałyśmy z dziewczynami, że na docelową imprezę potrafimy się sprężyć. Wierzę w to, że się zmobilizujemy i będziemy się jeszcze cieszyć. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport