Co ciekawe, polska mistrzyni zwróciła uwagę na fakt, że są jeszcze spore rezerwy w jej zmotywowaniu. - Potrzebuję więcej adrenaliny. Dzisiaj trener powtarzał, że musi mnie zdenerwować przed biegiem, bo od rana jestem bardzo spokojna. Ale to w sumie dobrze - puściła oko nasza mistrzyni olimpijska po tym, jak z czasem 51.67 awansowała do jutrzejszej rozgrywki o medale. Justyna Święty-Ersetic celuje w medal, a w finale "sprinterki i ja" Święty-Ersetic miała świadomość, że musi zamknąć dwie rywalki, które miała po swojej lewej stronie. A dodatkowo próbować jeszcze "zatarasować" drogę Irlandce. I to wszystko zrealizowała w stu procentach. - W momencie, gdy zamknęłam Phil Healy, już wiedziałam, że musi być dobrze, bo swojej pozycji do końca nie oddam - wyznała z przekonaniem. Drugi półfinał padł łupem znakomitej Shaunae Miller-Uibo, którą piekielnie ciężko "złapać" na prowadzeniu. Z kolei przewidywalne było to, co stanie się z Holenderką Lieke Klaver, która długo wyprzedzała Polkę. - Wiedziałam, że Lieke zazwyczaj biega do 300-350 metrów, a później już ma problem. W każdym razie zawsze ciężko ją mijać, bo biega dosyć szeroko, niemniej ona też weszła do finału. A w nim wystąpią sprinterki i ja, więc mam nadzieję, że podołam zadaniu - uśmiechała się Święty-Ersetic. Polka mocno wierzy, że w swoim czwartym finale na mistrzostwach świata w końcu sięgnie indywidualnie po upragniony medal. 29-latka sama doskonale wie, że o podium będzie bardzo ciężko. - Oczywiście, ale ja z marzeń nie rezygnuję. Po to tutaj przyjechałam. Na pewno stać mnie, aby w końcu wyszarpać medal. Zobaczymy, jak potoczy się bieg - zapowiedziała. Początek sobotniego finału o godzinie 19:55. Artur Gac z Belgradu