Podczas halowych mistrzostw Europy w lekkoatletyce, jakie w tym roku odbyły się w Stambule, 20-letni Jakub Szymański sięgnął po swój pierwszy medal w seniorskiej rywalizacji. W finale Polak, mimo najsłabszej w stawce reakcji startowej poradził sobie znakomicie i z czasem 7.56 s, uplasował się na drugim miejscu za Szwajcarem Jasonem Josephem (7.41 s). Enrique Llopis opuścił już klinikę w Stambule W trakcie decydującego startu byliśmy również świadkami scen mrożących krew w żyłach. Hiszpan Enrique Llopis, - który również był typowany jako jeden z kadydatów do podium - potknął się na przedostatnim płotku, uderzając głową o bieżnię. 22-latkiem szybko zajęły się służby medyczne, a całą noc spędził na obserwacji w szpitalu w Stambule, gdzie zdiagnozowano u niego uraz klatki piersiowej i czaszki oraz wstrząs mózgu. W poniedziałek hiszpański zawodnik opuścił klinikę i przekazał pozytywne wiadomości. "Wszystkie testy poszły dobrze, teraz nadszedł czas na regenerację" - napisał. Jakub Szymański: Kiedy to zobaczyłem, zamarłem Do niebezpiecznego zdarzenia, w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem ze "Sport.pl" odniósł się Jakub Szymański, opowiadając o tym, że widok służb medycznych zgromadzonych wokół Hiszpana sprawił, że jego radość momentalnie została stłumiona. "Na szczęście nie widziałem tego w trakcie rywalizacji, ale później po biegu, zobaczyłem, że wokół niego jest tłum i zrozumiałem, że stało się coś poważnego, wtedy zamarłem. Stanąłem z polską flagą i przestałem się cieszyć. Zastanawiałem się tylko, co się stało, że nie może wstać o własnych siłach i że wokół niego jest takie zbiegowisko. Dawno się z takim przypadkiem nie spotkałem" - powiedział. "Tam była krew, zemdlał, było bardzo niebezpiecznie. Czegoś takiego nigdy nie widziałem, a sam nawet nigdy się poważnie na żadnym płotku nie przewróciłem - dodał.