Historia Krysciny Cimanouskiej to niemal gotowy scenariusz na film. Krytyka reżimu Aleksandara Łukaszenki, skandal na igrzyskach w Tokio, ucieczka z Białorusi i walka o polskie obywatelstwo, a to wszystko bez porzucenia sportowej kariery. Sprinterka swoją postawą zyskała sobie wielu kibiców, w Polsce i na świecie. Od kiedy tylko zaczęła starty w polskich barwach, stała się mocnym punktem naszej sztafety, z którą zajęła piąte miejsce podczas mistrzostw świata w Budapeszcie. Na mistrzostwach Europy w Rzymie, wraz z koleżankami, liczyła na medal. Zanim jednak przyszło do rywalizacji sztafet, czekał ją start na 200 metrów, gdzie ona sama, a także jej liczni fani, marzyli o występie w finale. Rozczarowanie Cimanouskiej. Koniec marzeń o finale W półfinale 200 metrów mieliśmy jednak nie tylko Cimanouską, ale także drugą z naszych reprezentantek Martynę Kotwiłę. Ona musiała przebijać się przez eliminacje, ale spisała się tam całkiem nieźle. W swojej serii finiszowała czwarta, 23.14 s to jej najlepszy rezultat w tym roku. Dał siódmy wynik w całej stawce eliminacyjnej i pewny awans. Potwierdził też, że jest przygotowana do startu w Rzymie. W porównaniu do rekordu sezonu z Bergen, poprawiła się aż o trzy dziesiąte sekundy. Jej rekord życiowy, przy maksymalnym dopuszczalnym wietrze (+2,0 m/s) to zaś 22.99 s latem zeszłego roku. Jednak w półfinale nasza zawodniczka nie była w stanie już powalczyć z rywalkami. I zajęła ostatnią, ósmą pozycję w swojej serii z czasem 23,44, słabszym niż w eliminacjach. Duże nadzieje wiązaliśmy ze startem Cimanouskiej, która miała bardzo wysokie miejsce na liście zgłoszeń i rozpoczynała rywalizację od półfinałów, będąc w pewien sposób uprzywilejowaną. Niestety, zupełnie nie przełożyło się to na start naszej zawodniczki. Sprinterka wystartowała bardzo słabo i już za połową stawki było widać, że nie będzie w stanie powalczyć o awans. Stąd na ostatnich metrach Cimanouska zaczęła zwalniać i ostatecznie z czasem 23,34 zajęła siódme miejsce w swojej serii, bez szans na awans.