Przez to do finału nie awansowała m.in. Monika Pyrek. PAP: Doszło do sporego zamieszania na skoczni, gdy okazało się, że 4,35 uzyskało 14 zawodniczek, w tym trzy były na 12. pozycji ex aequo. 11 tyczkarek zaliczyło 4.40. Ptacznikova odpuściła tę wysokość i chciała skakać 4.45. Sędziowie do was podeszli i podjęto decyzję, że eliminacje będą trwać dalej. Co się stało? Silke Spiegelburg: - To była komiczna sytuacja. Żadna z nas nie musiała już przecież skakać, bo wiadomo było, że wszystkie znajdziemy się w szerokim finale. Nie ma przecież znaczenia, czy będzie w nim dwanaście czy czternaście dziewczyn. Jirzina nie zgodziła się na taki układ, więc sędziowie zarządzili, by skakać kolejne wysokości. Przez to, że Czeszka uzyskała 4,45 wyrzuciła z finału Monikę Pyrek i Greczynkę Stellę-Iro Ledaki. Czyli pani zdaniem mogła Jirzina również odpuścić? - Oczywiście. Skoro i tak awansowała, to nie rozumiem, dlaczego zdecydowała się na oddanie skoku. My postanowiłyśmy jednak się z tym nie godzić. Ubrane w dresy podchodziłyśmy tylko z tyczką do zeskoku i go dotykałyśmy. Próba była wówczas spalona. Wygląda pani na bardzo dobrze przygotowaną i pewną. - Jestem zdrowa, bardzo dobrze się czuję. Wstałam dzisiaj o czwartej rano i teraz marzę o tym, by znowu znaleźć się w łóżku. Przed finałem muszę wypocząć i myślę, że wszystko będzie w porządku. Ale w Helsinkach interesuje panią tylko złoto?- To trudne pytanie. Na pewno będę walczyć. W ostatnich zawodach pokazałam, że jestem w formie. Przed dwoma laty w Barcelonie byłam druga, więc chciałabym i tu stanąć na podium. Dla mnie bardzo ważne jest, by poprawić swój najlepszy wynik w tym sezonie.Jak ważne są te zawody przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie?- Dla mnie bardzo ważne. To etap przygotowań, poza tym zmieniłam tyczki i muszę się jeszcze oskakać. Szukałam możliwości startu, więc zawody w Helsinkach to dla mnie świetna sprawa. Poza tym mistrzostwa Europy to nie jest zwykły mityng, więc i adrenalina jest tu znacznie wyższa, a i to jest mi potrzebne.