"Obecne warunki, czyli brak normalnych treningów, będą mieć wpływ na formę wszystkich lekkoatletów, bo cały świat walczy z pandemią. Myślę, że przez długi czas o rekordy będzie ciężko. To są bardzo trudne miesiące, ale to nie jest czas, który może zniszczyć sny. Zawsze trzeba mieć marzenia, znacznie gorsza od tej sytuacji jest np. poważna kontuzja, gdy zaczynasz +od zera+. Przez to, co się teraz dzieje, można przejść" - powiedział 52-letni lekkoatleta, rekordzista świata w skoku wzwyż (2,45 m). Dodał, że sytuacja w jego kraju, gdzie sportowcy nie mają siłowni w domach, jest jeszcze trudniejsza niż w innych państwach. Podkreślił jednak, że najważniejsza jest motywacja. "Przetrwałem (po operacji kolana - przyp.) pięć, sześć, siedem, a nawet osiem miesięcy bez skoków, a potem w 1997 roku wygrałem mistrzostwa świata. Potem był rok bez rywalizacji, a następnie zdobyłem srebrny medal na igrzyskach w Sydney. Bo najważniejsze są motywacja i praca. Wszystko, co robisz teraz w domu, zostanie nagrodzone w przyszłości. Każdy, kto nie przestaje myśleć o swoich marzeniach i celach, już jest wygrany" - podkreślił sportowiec, który zaczął trenować od dziewiątego roku życia, a w wieku 15 lat po raz pierwszy pokonał wysokość dwóch metrów. Na przełomie lat 80. i 90. był gwiazdą skoku wzwyż. Jego rekord globu z 1993 roku nie został poprawiony, ale na karierze cieniem kładzie się dyskwalifikacja za stosowanie niedozwolonych środków. W 1999 roku na Igrzyskach Panamerykańskich przyłapano go na zażywaniu kokainy. Po rocznej dyskwalifikacji powrócił w wielkim stylu na igrzyskach olimpijskich w Sydney. Po raz drugi wpadł, gdy wykryto, że stosował nandrolon i wówczas w 2001 roku oznaczało to zakończenie kariery. olga/ pp/