- Chciałem odejść zresztą znacznie wcześniej, bo już wiosną 2004 roku. Nie mogłem jednak ze względu za przygotowania do igrzysk olimpijskich - dodał Skucha. - Z roku na rok byłem coraz bardziej ubezwłasnowalniany w swojej działalności, nie mając w ostatnim okresie rzeczywistych możliwości pełnienia funkcji kierownika szkolenia. Decyzje, kto ma być trenerem kadry, który zawodnik ma znaleźć się w kadrze olimpijskiej, kto ma pojechać na zgrupowanie i dokąd zapadały poza Wydziałem Szkolenia, w majestacie prezydium zarządu PZLA. Typowym przykładem ingerencji w sprawy szkoleniowe była zmiana zasad kwalifikacji zawodników do sztafet na igrzyska, forsowana przez panią prezes Irenę Szewińską kilka dni przed mistrzostwami Polski. Codziennością stały się sytuacje, w których trenerzy i zawodnicy, pomijając mój dział, pierwsze kroki kierowali do gabinetu pani prezes. Choć pozostawałem formalnie szefem szkolenia, w praktyce coraz bardziej odsuwano mnie od sprawowania funkcji kierowniczej. W tej sytuacji rzeczywiste kierowanie szkoleniem w związku stało się niemożliwe - tłumaczył Skucha swoją decyzję. - Dowiedziałem się, że ktoś z kierownictwa PZLA rozpowszechnia w środowisku trenerskim informacje, że byłem zamieszany w jakieś niejasne interesy i miałem być zwolniony przez panią prezes, dlatego odszedłem po cichu. Oświadczam, że jedynym powodem mojego odejścia była konieczność przerwania codziennego stresu - podkreślił Skucha.