Wiele było już organizacyjnych wpadek podczas rzymskich ME, ale takiej jak dzisiaj w półfinale 100 metrów - jeszcze nie. A to był bieg z udziałem Polaka Oliwera Wdowika, z wysoką stawką. Ośmiu sprinterów ruszyło ostro, ci z pierwszych czterech torów po 20, może 30 metrach zaczęli zwalniać i się zatrzymali. Strzał startera, oznaczający falstart, był anemiczny, cichy. A zawodnicy z czterech dalszych torów biegli dalej, w tym Wdowik. Polak zaczął się oglądać może po 70 metrach, wkrótce zwolnił. A Włoch Matteo Meluzzo i Austriak Markus Fuchs normalnie finiszowali... Jak wielki to jest wysiłek, ale i obciążenia psychiczne, wiedzą sami zawodnicy. Okazało się, że błąd popełnił Fuchs, został za to ukarany żółtą kartką. Ale by szanse były choć trochę bardziej wyrównane, powtórkę przeniesiono na czas po dwóch pozostałych półfinałach. Dominik Kopeć walczył, był trzeci. Ale czas za słaby na miejsce w finale Do boju ruszył więc w drugim biegi Dominik Kopeć, w teorii najlepszy z Polaków. Gdyby był w takiej formie, jak w zeszłym roku w Budapeszcie, pewnie miałby pewne miejsce w finale. Nie biegł źle, nawet prowadził, później był równo z Niemcem Owenem Ansahem i Włochem Chituru Alim. Jakby jednak na końcu zabrakło mu sił, finiszował trzeci - za Alim (10.11 s) i Ansahem (10.18 s). Czas 10.28 s nie dawał jednak wielkich nadziei, że uda się znaleźć w finale... To stało się faktem już po trzecim półfinale, który w kapitalnym stylu wygrał Macell Jacobs, mistrz olimpijski z Tokio i obrońca złota z Monachium. Czas 10.05 s dość jasno pokazał, że złoto w Rzymie musi być jego. I to jeszcze w sobotę. A że dodatkowo lepsi od Kopcia byli jeszcze czterej inni zawodnicy, Polak stracił wszelkie szanse na walkę o medale. Kuriozalna powtórka z udziałem Wdowika. Polak zdyskwalifikowany, choć ruszył się Włoch Został więc jeszcze Wdowik, w powtórzonym biegu. I teraz to Polak, jak pokazała aparatura, popełnił błąd, znów nie udało się rozegrać biegu. Tyle że przed Polakiem drgnął na sąsiednim torze Włoch Meluzzo, a sędziowie chcieli... wyrzucić Polaka! Wdowik stał przed monitorem razem z arbitrem, walczył o swoje. Wywalczył tyle, że mógł biec "pod protestem", formalnie był zdyskwalifikowany. Szef polskich sędziów Filip Moterski znów miał więc zadanie z odwołaniem się od tej decyzji. I oczywiście dyskwalifikację anulowano. Polak zajął czwarte, choć jego czasu nawet nie pokazano. Formalnie był bowiem zdyskwalifikowany. A później przywrócono go do tabeli - z wynikiem 10.25 s. Do finału zabrakło czterech setnych.