Przypomnijmy, że sprinterka w trakcie igrzysk w Tokio krytykowała władze sportowe swojego kraju. Została odsunięta od udziału imprezie, a funkcjonariusze próbowali ją zmusić do powrotu na Białoruś. Zgłosiła się na policję na lotnisku i w efekcie nie wyleciała z Japonii. Dzięki szybkiej interwencji polskiej ambasady w Tokio uzyskała wizę humanitarną i uniknęła powrotu do ojczyzny. Od 2021 roku mieszka w naszym kraju, a niedawno otrzymała również polskie obywatelstwo i najprawdopodobniej zobaczymy ją podczas igrzyska w Paryżu w biało-czerwonych barwach. Podczas zeszłorocznych mistrzostw świata zadebiutowała w naszej reprezentacji w dużej imprezie, stanowi mocny punkt sztafety 4x100, choć sama lepiej czuje się na dystansie 200 metrów. I czeka na spełnienie olimpijskich marzeń, choć mogło być zupełnie inaczej. Drakońska kara dla białoruskiego trenera. Cimanouska niezadowolona Pod koniec lutego Jurij Majsiewicz - były szkoleniowiec białoruskich olimpijczyków - został ukarany przez komisja ds. uczciwości w lekkoatletyce (AIU) na pięć lat zawieszenia. To efekt jego decyzji o wycofaniu Krysciny Cimanouskiej z igrzysk olimpijskich w Tokio, która wywołała skandal. Tybunał Dyscyplinarny AIU uznał, że 63-letni Jurij Majsiewicz naruszył standard uczciwości po tym, jak jego działania zostały uznane za "wyraźną zniewagę dla godności sportowca i nadużycie... władzy". To z jego inicjatywy podjęta została decyzja o wycofaniu z igrzysk w Tokio i odesłaniu do kraju Krysciny Cimanouskiej. Pojawiły się również zarzuty o nękanie, a w mediach sugerowano, że zawodniczka była na skraju załamania nerwowego. Ostatecznie, choć wnioskowano nawet o ośmioletnie zawieszenie, skończyło się na pięciu latach. Cimanouska nie była zadowolona z tego wyroku, choć nie sama jego długość była dla niej bulwersująca. "Włożono w to mnóstwo pracy i w końcu uzyskaliśmy rezultaty, które jednak nie do końca zadowoliły wszystkich, a przede wszystkim mnie. Choć wina głównego trenera została udowodniona, niestety, pozostali uczestnicy tej sprawy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności" - przekazała sprinterka. "To sąd motywowany politycznie" Trener, który przeszedł na emeryturę w maju ubiegłego roku, został wykluczony ze skutkiem natychmiastowym ze wszystkich funkcji w lekkiej atletyce lub jakiejkolwiek działalności w ramach World Athletics, jego stowarzyszeń regionalnych i federacji członkowskich. On sam jednak nie ma sobie nic do zarzucenia. Co więcej, jest przekonany, że wyrok sądu był motywowany politycznie. "Oczywiście, że nie zgadzam się z wyrokiem. Jak inaczej? Sąd ten opiera się na motywach politycznych, jest tu jedynie element polityczny. Chcieli mnie zdyskwalifikować na osiem lat, a potem dali mi pięć. Trzeba było pokazać, że my na Białorusi mamy taką politykę, że uciskamy sportowców, nie pozwalamy im rozwijać się i swobodnie startować. Ogólnie to jasne, co chcieli zrobić i pokazać" - mówił w rozmowie z portalem "Sport.ru" białoruski trener. Posunął się zresztą dalej i stwierdził, że Cimaonuska była w bardzo złym stanie psychicznym i dlatego nie pozwalano jej startować. Majsiewicz sugerował, że była na skraju załamania i to wszystko mogłoby skończyć się fatalnie, gdyby nie jego interwencja, zawodniczka mogłaby nawet sobie coś zrobić... Na całe szczęście przez najbliższe lata ten człowiek nie będzie obecny w światowej lekkoatletyce. A Cimanouską będzie mógł obejrzeć tylko w telewizji. W barwach Polski.