Vuleta wygrała wynikiem 7,06, wyprzedzając Niemkę o trzy centymetry. Jej rezultat to najlepsza odległość uzyskana na ME od 1998 r. "To był jeden z najbardziej zaciętych i najpiękniejszych konkursów w mojej karierze. Uwielbiam skakać w deszczu, więc nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu" - powiedział Vuleta. Serbka "odzyskała" medal po sześciu latach, gdy w 2016 r. triumfowała w czempionacie w Amsterdamie. W tym roku wygrała także w marcu w halowych mistrzostwach świata w Belgradzie, ale w zawodach na otwartym stadionie w amerykańskim Eugene była dalej za podium, zajmując siódmą lokatę. Vuleta najdłuższy skok w Monachium oddała już w pierwszej próbie, "rzucając" rękawicę Mihambo, wspieranej żywiołowo przez publiczność. Niemka, która w ostatnim miesiącu, po MŚ w Eugene przechodziła zakażenie koronawirusem, nie zdołała pokonać rywalki. To pierwsza przegrana Mihambo na stadionie od 2016 i igrzysk w Rio de Janeiro, gdzie była czwarta. "W tym roku zabrakło mi tylko medalu w Eugene - oddałam dobre skoki, ale nie wystarczyło. Takiego rodzaju niepowodzenia tylko mnie motywują. Nie było więc +opcji+, aby nie przyjechać do Monachium i nie wygrać, choć to ojczyzna Malaiki" - dodała Serbka cytowana na stronie european-athletics.com. Mihambo z klasą skomentowała sukces rywalki. "Ivana wykonała świetną robotę skacząc już na początku 7,06 m. To sprawiło, że rywalizacja była dla mnie ciężka, tym bardziej, że wcześniej walczyłam (z organizmem - PAP). Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że mogę przyjechać do Monachium. Cieszę się, że mogłam rywalizować na tym poziomie przed taką publicznością. Kocham taką atmosferę" - powiedziała Niemka, mistrzyni świata z Eugene, a wcześniej z Dauhy (2019).