Jakub Szymański ze swoim 7.39 s z Łodzi, drugim wynikiem w historii europejskiej lekkiej atletyki, był liderem kontynentalnych tabel. I głównym faworytem do wywalczenia złota w Apeldoorn. Nie zawiódł, choć mocny opór postawił mu w finale Wilhem Belocian. 29-letni Francuz przez moment nawet prowadził, mimo że Polak nie popełnił żadnego błędu tuż po starcie. Finisz należał już jednak do 22-latka z SKLA Sopot. Nie było rekordu Polski, choć 7.43 s i tak jest jednym z najlepszym czasów Szymańskiego w karierze. Pewnie byłoby nieznacznie lepiej, gdyby nie uderzył mocno w ostatni płotek. Później jednak świetnie "zanurkował" na linii mety, by Francuz tym samym nie odebrał mu w ostatniej chwili złota. Szymański nie przyszedł jednak od razu do studia TVP Sport, by porozmawiać z red. Aleksandrem Dzięciołowskim o swoich odczuciach. Kręcił się po hali, jeszcze raz przeszedł się po "swoim" szóstym torze, na którym znakomicie biegał też wcześniej w eliminacjach i półfinale. Trzy biegi i trzy zwycięstwa - w niedzielę po godz. 18 złoto w końcu zawiśnie na jego szyi. Dwa lata temu w Stambule był srebrny medal, ale też ogromna strata do Szwajcara Jasona Josepha. Teraz wszystko potoczyło się inaczej. Polak nie chciał dać satysfakcji Francuzom. Mogli zdobyć medale, ale nie złote I wywalczyli dwa: srebrny oraz brązowy - Pomyślałem, że skoro zrobiłem drugi wynik w historii Europy, to nie mogę tu przegrać. I to z Francuzami, którzy zdobywają medale na tych imprezach chyba od 2009 roku, nawet po dwa. Uznałem, że nie mogę dać im tej satysfakcji - powiedział już przed kamerą nowy mistrz Europy. A później zaznaczył, że w trakcie samej rywalizacji nie wszystko było takie idealne. - Ale wydawało mi się, że do trzeciego płotka jednak przegrywałem. Tyle że tu jest ich pięć, więc mogę się cieszyć. Choć pewnie Belocian też się cieszy, jest wicemistrzem - powiedział Szymański. Sam wynik go nie rozczarował, bo nie biegł tu po rekord Polski, ale po złoto. - Niczego nie zepsułem na pierwszym odcinku, bo gdyby tak się stało, nie wygrałbym. Ten medal dużo dla mnie znaczy, nie ma lepszego ode mnie w Europie. Co innego mieć drugi wynik w historii, a co innego jednak zdobyć złoto - dodał. I przyznał, że lubi sobie po takich historycznych chwilach pokrążyć jeszcze po bieżni, po której biegał. - To mój czas, moje minuty. Chcę zrobić spacerek, dotknąć płotka, pojawić się na tym szczęśliwym torze - zaznaczył. Halowe mistrzostwa świata w Nankinie jeszcze w marcu. Jakub Szymański ma swój cel Dla niego nie jest to jeszcze koniec sezonu halowego. Za kilkanaście dni w chińskim Nankinie odbędą się halowe mistrzostwa świata, Szymański będzie jednym z kandydatów do medalu. Wiadomo, złoto z góry zapisywane jest Grantowi Hollowayowi, niepokonanemu w hali na 60 m przez płotki. A Polak chce jednak z nim się zmierzyć, postraszyć rekordzistę świata. W Lievin w lutym zdecydowanie przegrał, ale wtedy miał problemy zdrowotne. - Walka z Hollowayem to mój drugi cel, ale dwaj Amerykanie, którzy też polecą do Chin, mają chyba czasy 7.41 i 7.43. Są szybsi. Zawsze jednak jakiś Amerykanin się wysypie i zostanie trzech do medali. W tym ja - zakończył. Medal w Chinach jest więc tym drugim celem polskiego 22-latka.