"Należy sobie postawić pytanie: czy osoby, które biegają obok siebie są w stanie siebie nawzajem zarazić? A jeśli tak, to w jakiej odległości od siebie powinny być? Trzeba pamiętać, że podczas biegu ludzie się nie dotykają, ale myślę, że nikt nie miałby nic przeciwko temu, żeby założyć - dla większego bezpieczeństwa - rękawiczki" - podkreślił Chmara, były wieloboista. Jego zdaniem kwestią do dyskusji pozostają momenty, w których zawodnicy są bardzo blisko siebie, czyli start oraz dekoracje. "Nad tym można zapanować, ale trzeba zastanowić się, jak zmienić te procedury, by były bezpieczne dla wszystkich. Trzeba pamiętać, że w trakcie biegu zawodnicy skupiają się w małych grupach, nie biegną blisko siebie. Nie wyobrażam sobie jednak, by musieli mieć na sobie maseczki, ale zgadzam się z tym, że warto, by mieli rękawiczki. To na pewno nie stanowiłoby większego problemu dla nikogo" - zaznaczył. Chmara zwrócił uwagę też na inny problem. Poprzez brak imprez, w których zawodnicy-amatorzy mogliby się sprawdzić, duża część z nich po prostu przestała uprawiać sport. "My-ludzie zawsze musimy mieć w życiu jakiś cel, jakieś zadanie do wykonania. To podstawa naszej egzystencji. Cele zmuszają nas do działania. Dla całej rzeszy biegaczy możliwość rywalizacji na danym dystansie to cel, do którego się przygotowują i dla którego codziennie idą do lasu, a jak tego zabrakło, nie ma też sensu nasz codzienny wysiłek" - analizował. Halowy mistrz świata w siedmioboju z 1999 roku podkreślił, że bardzo ważne - właśnie w czasach pandemii - jest zadbanie o kondycję fizyczną. "A bieg jest najprostszą i najtańszą formą. Można zatem w szalenie prosty sposób utrzymać się w odpowiedniej kondycji fizycznej, która jest ważna w walce z wirusem. Ludzie wysportowani są silniejsi i bardziej odporni. To fakt, który został już udowodniony" - powiedział Chmara. Nadal jednak nie ma żadnych konkretnych wytycznych dotyczących biegów masowych czy w mniejszych grupach. "Czekamy na nie. Na pewno ważne jest, że w trzecim etapie odmrażania gospodarki będzie można organizować wydarzenia sportowe do 50 osób. To już jest dużo. Nie ma oczywiście na razie mowy o gromadzeniu na starcie kilku tysięcy osób. Na to jeszcze za wcześnie. Ale organizowanie biegów dla mniejszych grup, nawet 500 osób, jest możliwe. Można przecież podzielić wszystkich na grupy po 50 osób. Każda stoi od siebie w odpowiedniej odległości, a procedura startowa nie trwa trzech minut, lecz od kilku do kilkudziesięciu, co też nie byłoby problemem. Wyznaczamy też strefy, do których wpuszczamy tylko wyznaczone osoby i nie ma tak dużo kontaktu" - przedstawił swój plan. Na organizację imprez biegowych i tych stadionowych liczy też Piotr Długosielski. "Są już jakieś pozytywne sygnały ze Skandynawii i Czech, więc podejrzewam, że w Polsce może być podobnie. Uważam, że jeśli poruszamy się w granicach prawa i obowiązujących regulacji, to powinniśmy organizować biegi, nawet w formie nie wspólnego startu, ale wypuszczania zawodników co kilkanaście sekund" - powiedział PAP były mistrz świata w sztafecie 4x400 m. Podobnie wygląda sytuacja zawodów lekkoatletycznych. "Mityngi z kilkoma konkurencjami, które się odbywają w różnym czasie, by zawodników było jak najmniej jednocześnie na stadionie, też mogłyby się odbywać. Wówczas można też pomyśleć o mniejszej obsadzie sędziowskiej. Taka rywalizacja jest potrzebna zawodnikom, trenerom, całemu środowisku" - podkreślił. Pandemia koronawirusa przewróciła sportowy kalendarz do góry nogami. Z dnia na dzień odwoływano lub przekładano kolejne imprezy, zawieszano ligi i wszelkie rozgrywki. Teraz sport bardzo powoli wraca do życia, ale głównie ten rozgrywany na świeżym powietrzu i cały czas ze sporymi obostrzeniami, np. bez udziału kibiców. mar/ pp/